ZACHODNIE WYBRZEŻE
Nad Oceanem – jedź i patrz, na
pewno się nie znudzisz. Dosłownie co kilka, kilkanaście kilometrów inny rodzaj
wybrzeża. Cudowne ostre klify w okolicach Lizbony, Boca de Inferno - Usta
Piekieł – jaskinie w klifie w okolicach Cascais, Park Narodowy Sintra - Cascais i wspaniałe wybrzeże porośnięte
dywanami przepięknie kwitnących skalniakówi sukulentów, plaże kamieniste,
plaże żwirowe, wreszcie cudowne plaże piaszczyste –te pełne leżaków i
sklepików, ale także puste, takie jakie kochamy najbardziej.
A do tego atlantyckie
fale – szybkie są , oj szybkie...
CABO DA ROCA
Nasze pierwsze spotkanie z atlantyckimi falami miało
nastąpić pewnego oczekiwanego dnia. Wszystko zaplanowane, zorganizowane,
czekamy tylko na poranek. Wreszcie nadszedł, niestety za oknem białe mleko
mgły, prawie chciało mi się płakać. To ja jadę przez pół Europy, żeby stanąć na
Cabo da Roca i co tam zobaczę? Mgłę? Niestety, wiele rzeczy było już tak daleko
posuniętych organizacyjnie, że nie było mowy o zmianie programu. Jedyne co
mogliśmy zrobić, to nieco dłużej pić poranną kawę, jeszcze raz wertować
przewodniki i mapy, ale godziny wyjazdu nie mogliśmy przedłużać w
nieskończoność. Do przejechania było około 40 km. Początkowo nic nie
wskazywało, żeby nasze plany zakończyły się sukcesem, ale im bliżej było do
morza, tym szybciej podnosiły lub opadały mgły – trudno było to stwierdzić,
zresztą nie zagłębialiśmy się w to, ważne było, że widzimy coraz więcej. Tak
więc dotarliśmy do CABO DA ROCA – najdalej na zachód wysuniętego punktu Europy.
Koniec Europy - do Ameryki prosto, prosto.... |
Pas przepięknej plaży
oddzielony od miejscowości asfaltowym pasem drogi. Trafiliśmy tam w dniu, kiedy
niebo było całkowicie zachmurzone, a Atlantyk chciał pokazać, co potrafi. Plaża, bardzo szeroka, ciągnie się od
skalnego klifu zamykającego ją z jednej strony, aż do wysokiego falochronu z
drugiej. Między nimi bezmiar miękkiego, delikatnego piasku.
I prawie żywej
duszy. Zimno mimo środka lipca i wieje przeokropnie, no ale jak tu nie umoczyć nogi w wodzie, nie ma takiej możliwości.
Podchodzimy więc, powoli, nieśmiało, tak prawie dwa do przodu, trzy do tyłu,
wyczekujemy na moment. Ja bardziej odważna idę pierwsza, mąż z aparatem w ręce,
więc bardziej wstrzemięźliwie. Już, już prawie się udało, trwało to ułamek
sekundy i planowanie zanurzenia końca palców u stopy skończyło się chrzcinami
oceaniczną wodą mniej więcej do pasa.... No cóż, Teraz kolej męża...znów
podchody...Teraz ja z aparatem. Mąż prze do
przodu, po drodze porzucił nasze buty, wydawało się , że w bezpiecznej
odległości od linii brzegu. I powtórka z rozrywki – pół sekundy, zdążyłam
krzyknąć – Uważaj! – bo mąż obserwował falisko z lewej, a druga natarła z
prawej. W ostatniej chwili rzutem na taśmę udało mu się złapać nasze buty, bo wracalibyśmy
na bosaka... Ale suszenie mokrych tyłków na zimnym wietrze i tak zajęło nam
sporo czasu. Nic to, warto było, do tego mamy świetne zdjęcia , bardzo
aktywne ruchy na nich wykonujemy....
Piękne plaże w Nazare - nawet w środku lipca bywa tu pochmurno i zimno...
Prócz cudownej atlantyckiej plaży
Nazare niesie jeszcze jedną atrakcję: można tam trafić na targ rybny, na którym
tubylcy z okolicznych wiosek sprzedają świeży połów, szczególnie malowniczo
wyglądają setki małych sardynek, poukładane równiutko na drewnianych tacach,
stołach, mocno posolone, błyszczące w słońcu. Takie obrazki tchnące trochę
folklorem, ale autentyczne, to perełki, które najdłużej zostają w pamięci,
niestety coraz o nie trudniej.
Co to za roslina na pierwszym zdjęciu. Ta z czerwonawymi liśćmi w kształcie grubych igieł?
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam nazwy, jakiś rodzaj sukulentów przyklejonych do ziemi dla ochrony przed wiatrem. Pięknie kwitną , na różowo lub żółto, o ile pamiętam:)
Usuń