Przejdź do głównej zawartości

MAROKO - ESSAOUIRA

 
Jeśli ktoś zadawałby sobie pytanie czy można zmarznąć w Maroku w środku lata, to odpowiedź brzmi - tak. Nam się to udało w Essaouirze! To nadoceaniczne miasto było już kolejnym na trasie marokańskiej podróży, tak więc i tego poranka z przyzwyczajenia ubraliśmy się cienko, przewiewnie i krótko. Kiedy wysiedliśmy z samochodu w porcie, najpierw nasze ciała, a za chwilę umysły doznały wstrząsu...lodowatego wstrząsu...Było bardzo zimno, a znad oceanu - a właściwie z kierunku, gdzie powinna falować turkusowa toń, a kłębiła się biała, gęsta mgła - wiało lodem...W kolejnych miastach leżących nad oceanem byliśmy już mądrzejsi. Bardzo często nie ma co tam liczyć na słońce przed czternastą. Posiedzieliśmy jeszcze trochę w samochodzie, bo właściwie godzina była bardzo wczesna. Kiedy mgły trochę się rozeszły, zobaczyliśmy, że w porcie życie toczy się już na całego. Kutry wróciły z połowów, w powietrzu krążą stada mew, na smaczne kęsy czekają też portowe koty.
Handel odbywał się bezpośrednio na nabrzeżu, właściwie to już chyba sprzedawano resztki. Żadnych większych sztuk, sama drobnica...
   TROCHĘ HISTORII
Najpierw na tych terenach Portugalczycy w 1506r.  założyli twierdzę - fortecę Castelo Real de Mogador. Dzisiejsze miasto powstało w XVIIIw., założył je sułtan Muhammad ibn Abdullach. Łączyło ono w sobie cechy miast arabskich z ówczesną nowoczesnością europejskich. To połączenie na tyle dobrze się sprawdzało, że sułtan postanowił zmienić nazwę z Mogadoru na arabską As - Suwajra, co znaczy "dobrze zaprojektowana".   Coraz liczniejsi europejscy klienci docierali do marokańskiego wybrzeża, gdzie spotykali się z żydowskimi handlarzami specjalizującymi się w transsaharyjskim transporcie i sprzedaży złota, kości słoniowej i niewolników. Potrzebne było bezpieczne miejsce, gdzie można było przeprowadzać takie transakcje. Tak więc miasto szybko się rozwijało, w 1860r. mieszkało tu około 15 tysięcy ludzi, w tym 4 tysiące Żydów. w XIXw. był to jedyny port na południe od Tangeru, do którego mogły zawijać statki handlowe z Europy. W tym czasie społeczność miejską tworzyli Arabowie, Berberowie, Żydzi, Portugalczycy, Brytyjczycy, Francuzi i ludność Gnawa - potomkowie niewolników sprowadzanych tu od XVw. przez Portugalczyków do uprawy trzciny cukrowej. 
  Miasto musiało być dobrze chronione i sprawiać wrażenie bezpiecznego - takie też było. Jego najstarsza część została zbudowana na skalistym, niebezpiecznym fragmencie wybrzeża. Szczególnie w czasie odpływu dobrze widać, że niełatwo tu podpłynąć łodzią. Rozrzucone ostre skały i szalejące fale nie zachęcały do prób dostania się do miasta tą drogą. 
 Dodatkowo wzdłuż wybrzeża wzniesiono wysokie mury z blankami nazywane Scala. Wyposażono je w armaty złowrogo skierowane w morze. Podarowali je miastu europejscy kupcy, w końcu to im zależało na bezpieczeństwie.  Dziś mury są ładnie odnowione, wielu tu turystów, spacerowiczów i dzieci ujeżdżających armaty. Malowniczo wśród mgły wygląda niezbyt wysoka, ale bardzo solidna wieża - baszta ozdobiona wieżyczkami zwana Bordż de Marrakech.
 Od strony miasta w dolnej części murów znajdowały się pomieszczenia, które kiedyś pełniły rolę magazynów i funduków - karawanserajów dla handlarzy i ich zwierząt. Dziś pełno tu małych, ładnych sklepików z wyrobami artystycznymi, szczególnie z drewna tujowego i cedrowego, w którym specjalizują się tutejsi artyści. Na oczach obserwatorów powstają wielbłądki, osiołki, puzdereczka i trzeba przyznać, że są gustowną pamiątką. 
 Pełno tu też nadmorskich restauracji i tawern serwujących świeże ryby i owoce morza. Kuszą tymi przybytkami wszystkie przewodniki i reklamy. I my też postanowiliśmy skorzystać...niestety, prawda jest taka, że było to jedyne miejsce w Maroku, gdzie jedzenie nie poszło nam na zdrowie...a miało być tak świeżo i wspaniale...
Stare miasto też różni się od innych marokańskich medyn. Jest równie młoda jak miasto i nie jest spontanicznym tworem budowanym bez planu. Zaprojektował ją jeniec sułtana - francuski inżynier Theodore Cornut. Panuje tu porządek, jak w Paryżu po rewolucyjnej przebudowie Haussmana. Ulice są szerokie, jasne, wyznaczają regularną siatkę, oprócz paru wyjątków - trochę uliczek wije się i plącze, co dodaje uroku. Są też tutejsze "Pola elizejskie" - główna ulica szeroka, gościnna, wystawiona na chłodna bryzę znad oceanu. 
Handel też jakby tu spokojniejszy, mniej nawoływania, zaczepiania, większy porządek, bardziej po europejsku. Bez trudu można znaleźć miłą restauracyjkę czy herbaciarnię, a w zaułkach wciąż pachną pozostałe po Francuzach chrupiące bagietki.
Essaouira jakiś czas temu stała się popularna wśród bogatych Europejczyków, którzy kupują i odnawiają stare domy - posiadłości w medynie przekształcając je w hotele albo prywatne własności. Ten proceder rozpoczął się wiele lat temu w Marrakeszu, ale podobno już nie można tam niczego kupić nawet nie tanio, choćby względnie tanio. A tu jest i wciąż tanio i chłodniej no i nad oceanem. Same zalety.
Jakoś tak się stało, że Essaouirę upodobali sobie artyści, najpierw miejscowi rzemieślnicy, którzy z łatwością sprzedawali swoje wyroby. Potem  - szczególnie od lat 60-tych XXw. zaczęli tu ściągać artyści z Europy szukając natchnienia i spokojnej atmosfery. Z tym spokojem to bywało tu różnie, szczególnie gdy drogę do miasta odkryli hipisi. W 1969r. jedenaście dni spędził tu Jimy Hendrix. Z wizytą muzyka wiąże się wiele legend, które żyją tu do dziś. Że stąd pochodzą inspiracje na płytę "Zamki z piasku", ale ta powstała dwa lata wcześniej..., że muzyk chciał kupić pobliska wioskę Diabet, ale nigdy nawet tam nie by, że jadł w restauracji Chez Sam, tyle tylko, że ona wtedy nie istniała....To wszystko nie ma żadnego znaczenia, Jimy dalej patrzy na turystów z kolorowych murali, a i hipisów XXI wieku też tu nie brakuje...wciąż przybywają tu młodzi ze świata, żyją nie wiadomo z czego, siedzą pod murami, a ich wzrok wskazuje, że niedawno byli w raju...Muzyka pełni ważną rolę w życiu miasta - odbywają się tu coroczne festiwale afrykańskiej muzyki gnawa, na którą przybywają artyści zupełnie z nią nie związani, ale doceniający jej autentyczność i wartość - byli tu Rolling Stonsi, Frank Zappa, Cat Stevens, ale i Maria Callas - a z nimi tysiące fanów. Także w medynie natknąć się można na sklepiki - pracownie, w których artyści wykonują rzeczy, których nie znajdziesz nigdzie indziej. 
Na początek ciepła czapka...
    Dla spragnionych - świeży sok z trzciny cukrowej.
Albo herbatka...
   Albo świeże amlu - słodka pasta z mielonych migdałów zmieszanych z olejem arganowym.
 A tu coś z niczego, czyli sposób na artystyczne wykorzystanie złomu...
 Paski? 
 Przyprawy - niektóre nazwy nic nie mówią, inne są całkiem zrozumiałe.
A może na pamiątkę artystyczna kaligrafia?
W Essaouirze można też znaleźć pracownie i sklepy, w których wykonuje się - głównie srebrną - biżuterię opartą na starych wzorach plemion berberyjskich i arabskich. No, tutaj to mogłabym spędzić duuuużo czasu i wydać duuuużo pieniędzy!
Miejskie mury wciąż noszą ślady swych różnych mieszkańców - bez trudu można wypatrzeć charakterystyczne berberyjskie kwiatuszki...
lub arabskie kaligrafie, arabeski czy małe uliczne ujęcia wody - fontanny - dostęp do wody pitnej to zasługa Arabów.
 Gwiazdy Dawida na miejskiej bramie.
Warto popytać miejscowych o drogę i dotrzeć do tutejszego mellah - dzielnicy żydowskiej. Co prawda dojście tam krótko mówiąc nie jest fajne - wiedzie poza centrum medyny, wąskimi, zaniedbanymi przejściami, gdzie miejscowi podpierają brudne ściany i śledzą wzrokiem idących, ale w większej grupce raczej jest bezpiecznie. 
Sama dzielnica żydowska też potrzebuje jeszcze trochę czasu, ale synagoga odzyskała już swój dawny  blask. W dodatku nie stała się synagogą - muzeum, tylko jest żywą świątynią, w której odbywają się nabożeństwa i modlitwy. Po wejściu czekaliśmy sporo czasu słuchając śpiewnych modlitw dużej grupy Żydów przybyłych tu z USA. Dawni żydowscy mieszkańcy miasta
Kolejne piętra synagogi.
Bima - drewniane podwyższone miejsce ze stołem przeznaczonym do czytania Tory.
Aron ha-kodesz - "święta arka" - ozdobna szafa, w której za zasłoną przechowuje się zwoje Tory.
Tora za zasłoną.
Babiniec - pomieszczenie dla kobiet.
 Rytualne krzesło do obrzezania.
Essaouira przywitała nas mgłą i pożegnała nas też chmurami. Tego dnia nie zobaczyliśmy w Maroku słońca. Gdy dotarliśmy z powrotem nad morze, pogoda polepszyła się na tyle, że było widać ładne miejskie plaże. Niedaleko od brzegu wyłoniły się też leżące równolegle Wyspy Purpurowe. Swą nazwę zawdzięczają czasom Imperium Rzymskiego. Wtedy na wyspach cesarz Juba II założył hodowlę skorupiaków, z których pozyskiwano cenny purpurowy barwnik do farbowania szat. 
Essaouira nie leży na głównym turystycznym szlaku, ale warto tu dotrzeć. To trochę inne Maroko, spokojniejsze, może przez tę mgłę i chmury takie jakieś zamyślone i ciche. Bezwzględnymi atutami są mniejsza ilość turystów i chłód - jakże pożądana odmiana po pobycie np. w Marrakeszu. Dla mnie pozostanie w pamięci miejscem, w którym przeżyłam najfajniejszą handlową przygodę w Maroku. Zapuściliśmy się w boczne, kręte uliczki medyny. Pusto tam było całkiem. Jakoś tak nikomu nie było tamtędy w tym czasie po drodze.
W jednym z wąskich  przejść trafiliśmy na mały sklepik z biżuterią, w którym  sprzedawca  ze znajomym zajadali posiłek. Kiedy zatrzymaliśmy się przed wystawą, wewnątrz nastąpiło poruszenie, znajomy został szybciutko wyproszony za drzwi, a my w oka mgnieniu wciągnięci do środka. Sklep miał wielkość większego kartonu, takiego 2 metry na 3. Żadne tam lady czy regały....W kolorowo pomalowanych ścianach tkwiły setki gwoździ, a na nich wisiały zakurzone najdziwniejsze naszyjniki. Pod ścianami stały niskie pufy nakryte grubymi tkaninami, nikt się nas nie pytał, czy chcemy usiąść....już siedzieliśmy...na przeciw siebie, a sprzedawca między nami. Szybkimi ruchami pozawijał jedzone wiktuały i cisnął je gdzieś     w tył. Sprzedawca....no, prosto z filmu gość. Ubrany w kobaltową szatę touaregów i czarny turban z bawełnianej tkaniny. Czarne oczy mocno obmalowane grubymi czarnymi kreskami, wielkie czarne brwi. Dłonie udekorowane srebrnymi pierścieniami z koralami i turkusami. Miękkim ruchem otworzył drewniany, okuwany, stary kufer i zawartość wysypał na podłogę....No skarby sezamu! Góra srebrnej biżuterii! No a ja - sroka! Już było po mnie! Rozpoczął się handel! Dużo nie brakowało, a utraciłabym ręce - tyle było przymierzania pierścionków i bransoletek! Arab na siłę ubierał, a ja niby to marudziłam i ściągałam! A Arab zakładał następne! Śmiechu było co niemiara! Krzyki coraz głośniejsze. Dowiedziałam się, że Arab miał trzecią młodą żonę, ale nawet ona się tak na niego nie drze:) Właściwie to nie wiem, skąd mi się to wzięło, bo zawsze mi się wydawało, że do handlu i targowania to raczej się nie nadaję. No po prostu taka chwila. Handel się udał - Arabowi, bo sprzedał, mnie bo kupiłam, a nam wszystkim, bo było wesoło. A zakupiona bransoletka i pierścionek pozostaną moją najlepszą marokańską pamiątką. Na koniec poprosiliśmy o możliwość zrobienia sobie wspólnego zdjęcia, ale górę wzięło hołdowanie tradycji - ponoć wierzy się tu, że zdjęcia kradną duszę....Trafił się nam radykalny pod tym względem Arab, bo wielu innych, choć też w to niby wierzą, za drobną opłatą chętnie się do fotki ustawia.
Na koniec jeszcze kilka zaułków, bo miasto utkwiło mi dość mocno w pamięci i trudno mi się   z nim rozstać:) I pamiętam go bardzo dokładnie, zupełnie nie jak przez mgłę.

   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CASABLANCA - MECZET HASSANA II

    Casablanca to po wielokroć marokańskie naj...- największe miasto Maroka, największe miasto Maghrebu, największy port ( jeden z największych na świecie sztucznych portów - drugi po marokańskim Tangerze), centrum gospodarcze i finansowe, jedno z największych miast Afryki. Casablanca rozwinęła się bardzo szybko -  w XIXw. w najgorszym czasie dla miasta starą medynę zamieszkiwało podobno około 600 osób. Potem pod protektoratem Francji nastąpił  boom, cywilizacyjne salto. Dziś Casablanca ma 4 miliony policzonych mieszkańców. Dokładna liczba jest niemożliwa do ustalenia ze względu na olbrzymią ilość bezdomnych i mieszkańców slamsów.   Ale mimo tych naj...najszybsze  i najczęstsze skojarzenie to film " Casablanca", który  z miastem prócz nazwy nie miał nic wspólnego. Nie było tu ani portowej knajpy "U Ricka", nie było Humphreya Bogarta ani Ingrid Bergman. Oto siła kinematografii... Rick's Cafe jednak jest - skoro tylu turystów i miłośników filmu szukało kulto

SEWILLA cz.I. W SREBRZE I ZŁOCIE

TROCHĘ HISTORII Sewilla – stolica Andaluzji położona nad rzeką Guadalquivir, co z arabskiego znaczy "rzeka wielka". Wraz z Kordobą często nazywana jest patelnią Hiszpanii, gdyż latem nie rzadkie są temperatury przekraczające 50st.C.  Mimo, że miasto położone jest ponad 100km od morza, żeglowna rzeka sprawiła, że Sewilla była przez wieki ważnym portem. Stan ten trwał aż do XVIIw. Stopniowe zamulanie  i zwiększający się tonaż statków zatrzymały żeglowność rzeki. Pierwsza osada fenicka istniała tu już około 1000r.pn.e. Sewilla miała wielkie znaczenie  w czasach rzymskich. Dziś na przedmieściach istnieją ruiny miasta Italika, które było stolicą jednej ze starorzymskich prowincji – Betycji. Jest to najlepiej zachowana ruina rzymska na terenie Hiszpanii. Stad pochodzili cesarze Trajan i Hadrian. Po upadku cesarstwa miasto trafiło w ręce Wizygotów i powoli traciło swe znaczenie i pozycję.  W 712r. z rąk Wizygotów przejęli ją Maurowie , którzy na centrum kalifatu wybrali dużo

ANTALYA - POD KOLOROWĄ PARASOLKĄ

Wielkie miasto, prawie milion mieszkańców i bliżej nieokreślona ilość turystów.  W mieście właściwie nie ma plaż, za to jest tłok na głównym deptaku. To nie zachęca do wizyty tutaj,  a już na pewno do spędzania wakacji, choć są tacy, którzy się na to decydują.  Ale na pewno warto tu przyjechać w odwiedziny, bo miasto jest piękne i bardzo ciekawe. Łatwo tu dotrzeć z okolicy, bo to przecież główne miasto regionu. W samym mieście też nie ma żadnego problemu z przemieszczaniem się - z wielkiego, czytelnego dworca autobusowego prosta droga do linii tramwajowej prowadzi aż do centrum pod mury obronne starówki, gdzie przecina się z drugą, którą można dotrzeć do wszystkich atrakcji. Można zresztą do nich bez większych problemów dojść pieszo. TROCHĘ HISTORII Najpierw istniało tu miasto Attalia założone około 150r.p.n.e. przez Attalosa - króla Pergamonu. Odkryto też ślady wskazujące na istnienie wcześniejszych śladów ludzkich osad. Attalos przed śmiercią zapisał miasto w testamencie