Na początku była wyspa, a na niej wulkan. Potem nastąpiło kilkadziesiąt erupcji oddalonych w czasie - mniej więcej co 20 tysięcy lat. W efekcie powstała kaldera - jedna z największych na świecie. Ostatni raz wulkan uaktywnił się 3600 lat temu - był to koniec ówcześnie istniejącej na wyspie cywilizacji.
Mimo upływu czasu krajobraz Santorini nie złagodniał, jest piękny, ale surowy. Zresztą nikt nie powiedział, że wulkan zapomniał o swych powinnościach, on ciągle jest, drzemie. Zapomnieli o nim ludzie.
Kaldera znaczy z hiszpańskiego kocioł - i pewnie niezły kocioł tu był, gdy wulkan wziął się do roboty. Kaldera to potężne zagłębienie w ziemi powstałe po wybuchu i często wypełnione wodą. Prawie okrągły zbiornik wodny otaczają pozostałości pierwotnej wyspy - największa Thira i cztery mniejsze - Tirasia, Nea Kameni, Palea Kameni i najmniejsza Aspronisi.
Tutejsza kaldera ma około 10km średnicy, a głębokość "kotła" sięga 350m. Ciekawostką jest fakt, że właśnie taka głębokość jest całkiem blisko brzegu w okolicach tzw. Starego Portu. W związku z tym statki muszą cumować w pewnej odległości, ponieważ nie dysponują tak długimi kotwicami.
Każdego dnia do wyspy dopływają dziesiątki promów i statków dowożących setki turystów. Teraz trzeba jeszcze jakoś pokonać wysoki klif. Można wjechać jakimś pojazdem, końmi, osiołkiem - to jednak smutny widok, podobnie jak widok koni ciągnących turystów do Morskiego Oka. Można też wjechać linową kolejką i to dobry sposób, aby zobaczyć wyspę z pewnej wysokości.
A potem to już zanurzamy się w fotograficzny plener - charakterystyczne białe i niebieskie domy, dzwonnice, sygnaturki, błękit nieba i morza. Kaskadowy układ zabudowy wykorzystujący każdy możliwy kawałek gruntu stwarza ciekawe perspektywy, wystarczy tylko uważnie się rozglądać...Zapraszam!
Komentarze
Prześlij komentarz