Przejdź do głównej zawartości

RUMUNIA - TRANSYLWANIA - SIGHISOARA. Czy ktoś widział tu Draculę?

Sighişzoara, Segusvar, Schespruch, Castrum Sex...
Kolejne nazwy pokazują zmienność i skomplikowanie losów tego średniowiecznego miasteczka. Castrum Sex to łacińska nazwa przypominająca Cesarstwo Rzymskie i przynależność do Dacji. Schespruch pamięta  czasy Sasów, Segusvar przypominana panowanie Węgrów, w końcu po I wojnie światowej pojawia się rumuńska Sighişoara. 
Jest to jeden z najlepiej zachowanych zespołów miejskich w Europie Środkowo-Wschodniej. Tak mówi Wikipedia. A jak to wygląda w rzeczywistości? Tak, jak gdyby człowiek cofnął się w czasie i trafił do średniowiecznego miasteczka, w którym dużo się dzieje.
W starych kronikach wieści o osadzie pojawiają się w 1191r. Zakładają ją niemieccy osadnicy nazywani Sasami sprowadzeni na tereny istniejącego tu w owym czasie królestwa węgierskiego. W 1367r. osada otrzymała prawa miejskie i z czasem stała się jednym z najważniejszych miast Siedmiogrodu czyli Transylwanii.
Siedmiogród - nowa kraina Saksończyków
Sighişoara przez wieki zdominowana była przez saskich handlarzy i rzemieślników - zbudowali oni fortyfikacje obronne, które miały bronić bogacących się mieszkańców i przyjezdnych prowadzących tu swoje interesy.
 Podróżując po Siedmiogrodzie nazywanym Transylwanią ciągle słyszy się o Saksończykach - Sasach. Skąd niemieccy osadnicy wzięli się tu w średniowieczu? Jest wyjaśnienie historyczne, jest i piękniejsze - legendarne.
Legenda o myszach z Hameln
W 1284r. saksońskie miasteczko Hameln zaatakowały myszy. Mieszkańcy nie mogli sobie poradzić z rozrastającą się plagą, która niszczyła wszystko, na co natrafiła. Wreszcie do miasta dotarła wieść gminna o fleciście, który podobno potrafi wywabić myszy z miejsca, w którym zapanowały. Mieszkańcy wezwali muzykanta, a ten grą na flecie wyprowadził gryzonie poza miasto. Kiedy wrócił po zapłatę, spotkał się z odmową. Odszedł, lecz to nie  koniec historii. Oto po pewnym czasie powrócił ubrany w strój myśliwski, przysiadł na kamieniu i zaczął grać na czarodziejskim flecie. Początkowo ludzie nie zwracali na niego uwagi. Ten lub ów przypomniał sobie tylko mysią nawałnicę i odmowę zapłaty dla wybawiciela...Kiedy flecista skończył grę, odszedł po cichu. Głośno w mieście zrobiło się dopiero wtedy, gdy okazało się, że wraz z nim zniknęło 130 maleńkich dzieci...I nigdzie nie było po nich śladu. Tylko niektórzy mówili, że widzieli, jak dzieci poszły za flecistą do górskiej jaskini...Po jakimś czasie w Transylwanii pojawiło się niebieskookie plemię ubrane w obce stroje i mówiące nieznanym językiem. Sami o sobie opowiadali, że ich rodzice wyszli spod ziemi...
   A teraz trochę historii...
W XIIw. Siedmiogród był częścią Wegier. Król Béla potrzebował rzemieślników, kupców,   a przede wszystkim żołnierzy dla ochrony przed napaścią Turków Osmańskich. Zaprosił Niemców z Saksonii, aby osiedlili się początkowo na obrzeżach Transylwanii. Ponieważ otrzymywali od króla dużą swobodę i przywileje, a i podobała im się piękna i bogata transylwańska kraina, przybywali tu chętnie. Ich wiedza, doświadczenie i umiejętności pozwoliły im z czasem zapanować nad tutejszą ziemią. Budowali osady, miasta, rozwijali rolnictwo, rzemiosło. Bogacili się i umacniali. Tak też powstała Sighişzoara.
Dracula - najważniejszy brand Rumunii
Ale oczywiście miasto, którego starówka trafiła na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, mimo bogatej i ciekawej historii - jest odwiedzane przez tysiące turystów z zupełnie innego powodu. Tu bowiem zimą 1431r. w jednym z domów starego miasta przyszedł na świat Vlad Palownik. Jego ojciec - Vlad II Diabeł - był członkiem Zakonu Smoka powołanego przez króla Zygmunta Luksemburskiego do obrony wiary chrześcijańskiej przed atakami muzułmanów z Imperium Osmańskiego. Miał przydomek Draco czyli smok, ale z czasem przezwisko trochę się przekształciło - draco zamienił się w w dracul, czyli w diabła....Czy stało się tak z powodu gminnej wieści - jedna pani drugiej pani powtarzała miejskie plotki i coś tam w nazwie przekręciła, czy faktycznie Vlad Diabeł zapracował na swój przydomek traktując innych bez litości - tego dokładnie nie wiadomo, ale Dracul pozostał, zaś jego syna - Vlada Palownika -  nazywano synem Smoka albo synem Diabła. 
Losy ojca Vlada i jego syna były skomplikowane jak średniowieczna historia Transylwanii. W każdym razie po wielu wzlotach i upadkach Vlad Palownik został władcą, a wtedy postanowił pomścić zamordowanie swojego ojca i brata, i ukarać winnych. 
W dzień Wielkanocy 1457r. zaprosił do swojej siedziby wszystkich bojarów, na których padł choć cień podejrzeń, że mogli być zamieszani w śmierć jego bliskich. I dopiero tu pojawia się wyjaśnienie skąd wziął się przydomek Palownik - oto większość podejrzanych została wbita na pal, a reszta pognana przez góry w 200-kilometrowy marsz do Poenari, gdzie mieli budować zamek - twierdzę dla władcy. Tylko, że mało kto tam dotarł...Metoda załatwiania porachunków z wrogami i niewygodnymi przy użyciu pala stałą się ulubiona dla Vlada, dlatego stosował ją często, a krwawe opowieści rozchodziły się po okolicy.
Jak to bywa w świecie władzy - jeśli ma się zwolenników, to będzie się miało przeciwników. Z czasem ilość tych drugich zaczęła niebezpiecznie rosnąć, a przeciwko Vladovi wytoczono oręż wojny propagandowej. Do szerzenia złej sławy przyczynili się siedmiogrodzcy kupcy, którzy z powodu ograniczeń wprowadzanych przez władcę potracili swe dochody. Odwdzięczyli się szerząc plotki i rozpowszechniając pamflety o okrutnych metodach Palownika - gotowaniu ofiar w kotłach, przybijaniu niemowląt do piersi matek itp., które to opowieści rozpalały wyobraźnię i wzmagały nienawiść. Dodatkowo oskarżono Vlada o spiskowanie z Turkami przeciwko węgierskiemu królowi Maciejowi Korwinowi. 
Niedługo potem na dworze cesarza  niemieckiego Fryderyka III jeden z nadwornych poetów napisał poemat pod tytułem "O krwawym szaleńcu zwanym Drakulą, wojewodzie wołoskim". Autor oparł się na docierających na dwór pamfletach, plotkach i relacji mnicha, który podobno spotkał w Siedmiogrodzie słynnego Drakulę... A że ludziska lubią straszne i krwawe opowieści, to poemat się spodobał i rozpowszechniano go dalej. I tak zaczęła się rodzić legenda o Drakuli... W tym czasie Drakula wciąż żył, a jego wrogowie dalej działali. Na przykład przebywający na dworze króla Michała Korwina legat papieski wysłał do papieża list, w którym informował, że Drakula pozbawił życia 40 tysięcy ludzi, którzy stanęli mu na drodze do zdobycia władzy...taka ilość stanowiła 20% ludności Wołoszczyzny - Palownik stosował krwawe metody, ale aż takich możliwości nie miał. 
Kolejne drukowane opowieści miały coraz ciekawsze tytuły, np. " Przerażająca i prawdziwa, niezwyczajna historia okrutnego, krew pijącego tyrana, zwanego Drakulą"....Rozpowszechniano je na terenie Niemiec, potem Rosji i tak powoli rozchodziły się po całej Europie. O tym, jakim wzięciem się cieszyły, świadczy fakt, że przetrwały do XIXw., kiedy zainteresował się nimi irlandzki pisarz Bram Stoker, autor powieści "Dracula", opowiadającej historię mieszkającego w Transylwanii hrabiego - wampira. 
A potem powstały kolejne filmy, do oglądania których nie brakuje chętnych. Zamek Bran, w którym toczy się akcja powieści, a w którym Drakula nigdy nawet nie był, jest oblegany przez turystów z całego świata, a Drakula jest najważniejszym brandem dzisiejszej Rumunii. 
No to w drogę...
Dzisiejsze współczesne miasto otacza średniowieczną cytadelę wiankiem mało urokliwych komunistycznych bloków i starszych, ale raczej zaniedbanych kamienic. Siedzą one u podnóża Górnego Miasta, tak jakby wiedziały, że do niego nie pasują. Starówka wznosi się dumnie ponad nie, odcięta, wciąż zamknięta murami obronnymi, odizolowana. Paradoksalnie brak funduszy na renowację sprawia, że średniowieczna Sighişoara wciąga nas autentycznością i malowniczością. 
Pod względem zachowania porównuje się ją do francuskiego Carcassone, tylko że tam każdy kamień jest prawie wypolerowany, a historyczne szczerby w murach uzupełnione do milimetra. Za to tutaj w wielu miejscach ma się wrażenie, że jakby nie pajęczyny, to fragmenty budowli rozsypałyby się w pył. Zapadające się dachy, ściany gubiące poziom i pion, spróchniałe okna i drzwi, kolorowe połacie łuszczących się farb ukazujących kolorystyczne upodobania kolejnych właścicieli...
I jeszcze kamienne kocie łby lśniące w słońcu. No a co najważniejsze - starówka nie jest bezdusznym skansenem - tu wszędzie mieszkają ludzie. W zaułkach z okien słychać muzykę i pachnie obiadem, na parapetach stoją doniczki z kwiatkami, w podwórkach ktoś przysiadł na ławeczce, łopocze na wietrze pranie, koty szukają cienia...zwyczajne życie...tylko takie spokojne, sprzed lat...
Oczywiście główne budowle, uliczki i place starówki doznały już spotkania z renowatorem, są odnowione, wypielęgnowane, zabezpieczone. Tutaj mniej miejscowych, więcej turystów, wszędzie sklepiki z pamiątkami (głównie gadżety z Drakulą!), kawiarenki, restauracje. Trzeba zobaczyć i to i to, bo miasto jest jedyne w swoim rodzaju, pełne atmosfery i uroku. 
Aby podejść do murów miejskich, trzeba się trochę wspiąć, co szczególnie w upale daje się we znaki. Mury powstawały etapami, rozbudowywano je i wzmacniano. Co kawałek rozcinały je wznoszone przez kolejne cechy rzemieślnicze baszty obronne - bramy miejskie. Kiedyś było ich 14, dziś pozostało 9. Noszą nazwy związane z rzemiosłem - np. Szewców, Krawców, Konwisarzy, Kuśnierzy, Powroźników czy Kowali. Mury zaczęto wznosić od XVw. i miały odstraszać ewentualnych tureckich najeźdźców. Aby przetrwanie w cytadeli było możliwe, rzemieślnicy sfinansowali także wykopanie 8 studni, z których najgłębsza ma 34m. Następne dwieście lat było czasem spokoju, rozwoju i bogactwa dla miasta. Społeczeństwo było zamkniętą enklawą - w mieście nie mógł zamieszkać nikt, kto nie miał pochodzenia z siedmiogrodzkich Sasów.  Mury stanowiły ochronę do XVIIw., od tej pory spokojne życie miasta przerywały skuteczne najazdy, pożary i epidemie. 
Przekraczając Bramę Krawców przenosimy się w czasie...
Kolejne baszty...
Brukowaną uliczką wspinamy się dalej aż do przejścia w formie podwójnej arkady, które prowadzi nas na Plac Forteczny - Piata Cetati. I tu już zanurzamy się w kolorowy świat średniowiecznego miasteczka. Na placu zwraca uwagę narożny Dom pod Jeleniem - Casa cu Cerb. Jest to najbardziej reprezentacyjna, późnorenesansowa kamienica starówki.  
Stąd szukając cienia pod kamieniczkami i zaglądając do małych sklepików idziemy dalej pod górę. Ulica Scoli prowadzi nas w kierunku ciekawostki architektonicznej - Schodów Szkolnych, które w 1619r. wybudowano  na wzgórzu. 
Ponieważ szkoła znajdowała się przy kościele położonym na wysokim wzgórzu przed nami, można sobie wyobrazić, ile potu musieli codziennie wylać nauczyciele i uczniowie, zanim się tam dostali. Postanowiono ulżyć im w słonecznym cierpieniu ( zresztą w zimowym deszczu, śniegu i wietrze też) i drewniane schody przykryto dachem, a właściwie długim drewnianym tunelem. Słońce pięknie migocze w szczelinach desek, a my podążamy w górę....I mimo cienia można się zmęczyć, bo schody mają prawie 170 stopni.
Na górze stoi budynek wzniesiony na przełomie XVIII i XIXw. - to liceum Josepha Haltricha.
To jeszcze nie koniec wspinaczki, teraz pokonujemy brukowaną ścieżkę i w końcu docieramy pod drzwi najcenniejszego zabytku miasta - Kościoła Na Wzgórzu. Budowlę rozpoczęto w XIIIw., potem była przebudowywana, w 1934r. poddano ją renowacji, której efekt oglądamy dziś. Kościół jest mieszanką gotyku, renesansu i baroku. Powstał jako świątynia chrześcijańska i wtedy był pod wezwaniem św. Mikołaja. Potem, w XVIw., stał się kościołem luterańskim. 
 Kolejne historyczne zawirowania doprowadziły do zamalowania XV-wiecznych fresków. Miały czekać na lepsze czasy i odnowienie...Wygląda na to, ze wciąż czekają...
Widzieliście kiedyś św. Jerzego, który zamiast zabijać smoka idzie sobie z nim na spacer? W dodatku nie musi go pilnować, bo tym zajmuje się koń? Tutaj można zobaczyć taką zabawną scenę.
Kościół dziś trochę rozczarowuje..., bo słysząc, że zobaczysz najwspanialszy zabytek nastawiasz się na wielkie Wow! Tymczasem jest tu pusto, na pobielonych ścianach odkrywane są nieliczne, mocno zniszczone freski, wyposażenie świątyni jest też raczej ubogie...Nie żebym się czepiała, ale to chyba przez te wszystkie inne przebogate, przezłote, przedekorowane świątynie trochę ma się niedosyt...A tyle trzeba się było nawspinać....I nawet widok stąd średni, bo drzewa wokół wysokie.  Ale Kościół jest must see, więc nie ma gadania...! Trzeba zobaczyć artefakty, które znalazły tu schronienie pod koniec XX wieku  - zwożono je tu z różnych miejsc, aby uchronić przed wywiezieniem za granicę lub zniszczeniem. I tak w ołtarzu głównym możemy obejrzeć drewniany poliptyk z 1520r., którego autorstwo przypisuje się synowi Wita Stwosza - Janowi. 
Inne cenne wytwory to XV-wieczna kamienna ambona, tabernakulum wieżyczkowe oraz stalle. W przedsionku umieszczono 14 płyt nagrobnych oraz tarcze herbowe m.in. króla Macieja Korwina i księcia Stefana Batorego. Są tu też płyty nagrobne przedstawicieli różnych cechów rzemieślniczych.
Nieopodal na stoku wzgórza rozciąga się zarośnięty starodrzewem zabytkowy cmentarz. Nagrobki z różnojęzycznymi napisami świadczą o zmienności losów miasta. 
Jednak znalazła się jedna dziura w krzakach, żeby spojrzeć  na miasto w dole...
I znowu schody...teraz trzeba uważać na śliskie drewniane stopnie wypolerowane nogami tysięcy turystów...w sumie jakby co, to i tak daleko się w tym tłumie nie poleci, co najwyżej na plecy poprzednika. 
Malowniczy baranek na niebie prowadzi nas do centralnego punktu starówki - Wieży Zegarowej. Wzdłuż uliczki z każdej strony epatują nas gadżety z Drakulą. A u wylotu - tłum ludzi z aparatami - no tak! Wreszcie przed nami na pewno mało ciekawa z punktu widzenia architektury, ale najbardziej popularna, brendowa atrakcja - Dom Vlada Palownika, pierwowzoru Drakuli. Casa Dracula to jeden z najstarszych budynków w mieście, pochodzi z XVw. Podobno mieszkał tu Vlad Dracul - ojciec i tu podobno urodził się Vlad Palovnik. Dziś mieści się tu restauracja i niewielkie muzeum. 
Stąd już blisko do pięknej Wieży Zegarowej Turneul de Ceas. Wybudowano ją w XIVw. Jest najwyżej położoną i największą bramą miejską, która w średniowieczu pełniła rolę ratusza.  Mury grubości dwu metrów skutecznie ochraniały miejski skarbiec, archiwum i skład amunicji. Po wielkim pożarze z 1677r. wieżę odbudowano. Powstał wtedy nowy dach z charakterystycznymi czterema wieżami, które są symbolem posiadania przez miasto władzy sądowniczej. Wieża ma 64m. Na trzydziestym metrze znajduje się galeria widokowa. 
Stare dachówki przypominają łuski bajkowego smoka...
Do bramy prowadził zadaszony chodnik chroniący przed słońcem i deszczem, dziś widzimy tylko kawałek.
W 1648r. na wieży zamontowano mechanizm zegarowy, który połączony jest z umieszczonymi po dwu stronach cyferblatami oraz okienkami.  W jednym położonym od strony nowego dolnego miasta porusza się siedem figurek, które pod postaciami pogańskich bogów uosabiają dni tygodnia.
Figurki mają nakrycia głów będące symbolami pierwiastków chemicznych: 
poniedziałek - Artemis - Diana w niebieskiej sukience, ma łuk i strzały, a na głowie półksiężyc symbolizujący srebro,
wtorek - Ares /Mars w wojskowym ubraniu z hełmem symbolizującym żelazo,
środa - Hermes/Merkury ma nakrycie głowy przedstawiające rtęć,
czwartek - Jowisz/Zeus - symbol na głowie reprezentuje cynę,
piątek - Afrodyta/Wenus nosi symbol miedzi, 
sobota - Saturn/Cronos ma na głowie symbol litu,
niedziela - Helios/Sol ma także niebieską sukienkę i słońce na głowie.
Od strony cytadeli w piętrowym oknie na górze pojawiają się Sprawiedliwość z zawiązanymi oczyma i mieczem oraz Prawo z wagą. Strzegący ich dwaj aniołowie pojawiają się o 6 rano, aby rozpocząć dzień, a następnie na jego zakończenie - o 18.00.  Pod nimi stoi  Perkusista wybijający mijające godziny i bogini Pokoju z gałązką oliwną i trąbką.
Na szczycie wieży tkwi złota kula. Kto i jak ją tam umieścił? Miejscowi na wytłumaczenie tego faktu maja także stosowną legendę:
Kiedy wieża została ukończona, mieszkańcy od razu ją pokochali i wszystkim opowiadali, że jest najpiękniejsza. Ale równocześnie czuli, że czegoś jej jednak brakuje, niestety nikt nie wiedział czego. Pewnego dnia do miasta dotarła wieść o olbrzymie, który robił złote kule. Jak błyskawica pojawiła się myśl, że oto właśnie taka kula na czubku iglicy dopełniłaby urody wieży, kula symbolizująca całą Ziemię. Na usilne błagania mieszkańców olbrzym przybył do miasta, wykonał pracę za darmo, a kulę bez trudu osadził na iglicy. Przekazał także mieszkańcom przepowiednię, wg której będą w mieście bezpieczni tak długo, jak długo  nie pojawi się człowiek na tyle wysoki, aby bez pomocy narzędzi czy drabin zdjąć ozdobę z wieży. Póki co jeszcze takiego nie było, ale ta legenda tłumaczy, dlaczego wysocy mężczyźni są przez miejscowych bacznie obserwowani...
W 1999r. miasto - cytadela zostało docenione i wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ten fakt i historia Drakuli wystarczyły, aby turyści ciągnęli tu tłumnie, ale mimo tego, że czasem trzeba deptać innym po piętach, warto tu przyjechać, bo takich miejsc tchnących autentyzmem jest już coraz mniej.
Na koniec jeszcze kilka zdjęć, bo miasteczko jest bardzo fotogeniczne i zdaje sobie z tego sprawę, i najzwyczajniej wpycha się do aparatu...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Marrakesz - Grobowce Saadytów. 200 lat tajemnicy.

Marakesz - jak wiele innych miejsc na świecie - też miał swój złoty wiek. Przypadł na lata 1524-1659, gdy rządy sprawowała dynastia Saadytów. Maroko zostało wtedy zjednoczone po rozbiciu dzielnicowym. Powstała silna armia i prężnie działająca administracja. Przywódca Ahmad al-Mansur był władcą, z którym liczono się w Europie. Wraz z królową angielską - Elżbietą I - planował podbój Hiszpanii. Niestety - złoty wiek nie trwał długo - po śmierci sułtana spadkobiercy popadli w spory, które osłabiły kraj. Dodatkowo przypałętała się epidemia dżumy. W 1660r. tron zajął sułtan Moulay Ismail - przedstawiciel dynastii Alawitów, która jest u władzy do dziś. Bogata przeszłość była mu nie w smak, postanowił więc zniszczyć wszelkie ślady po znienawidzonych poprzednikach. Jednak myśl  o unicestwieniu miejsc wiecznego spokoju wydała mu się świętokradztwem. Aby jednak pamiątki po wrogach nie widzieć - kazał grobowce zamurować na tyle skutecznie, że zapomniano o nich do 1917r. Wtedy latający nad Marak

SEWILLA cz.I. W SREBRZE I ZŁOCIE

TROCHĘ HISTORII Sewilla – stolica Andaluzji położona nad rzeką Guadalquivir, co z arabskiego znaczy "rzeka wielka". Wraz z Kordobą często nazywana jest patelnią Hiszpanii, gdyż latem nie rzadkie są temperatury przekraczające 50st.C.  Mimo, że miasto położone jest ponad 100km od morza, żeglowna rzeka sprawiła, że Sewilla była przez wieki ważnym portem. Stan ten trwał aż do XVIIw. Stopniowe zamulanie  i zwiększający się tonaż statków zatrzymały żeglowność rzeki. Pierwsza osada fenicka istniała tu już około 1000r.pn.e. Sewilla miała wielkie znaczenie  w czasach rzymskich. Dziś na przedmieściach istnieją ruiny miasta Italika, które było stolicą jednej ze starorzymskich prowincji – Betycji. Jest to najlepiej zachowana ruina rzymska na terenie Hiszpanii. Stad pochodzili cesarze Trajan i Hadrian. Po upadku cesarstwa miasto trafiło w ręce Wizygotów i powoli traciło swe znaczenie i pozycję.  W 712r. z rąk Wizygotów przejęli ją Maurowie , którzy na centrum kalifatu wybrali dużo

JESIEŃ W CZESKICH SKALNYCH MIASTACH - TEPLICKIE SKAŁY I ADRSPACH

Skalne Miasta leżą tuż za czeską granicą, którą w okolicach Wałbrzycha można przekroczyć paroma przejściami - w zależności od tego, które wybierzemy, możemy dotrzeć do bliższego Adrspach lub położonych nieco dalej Teplic. Oba skalne kompleksy są połączone, więc wybierając się na całodniową wycieczkę można odwiedzić jeden i drugi. Znaczącym udogodnieniem jest kursująca przy parku krajobrazowym kolejka - można więc zostawić samochód na parkingu przy wybranym skalnym mieście, pokonać trasę, wyjść  w drugim i na parking wrócić pociągiem. Robi się z tego bardzo miła wycieczka, szczególnie gdy trafi się na sprzyjająca pogodę. Nie ma co więcej pisać, zapraszam na oglądanie.  Rozpoczęliśmy od strony Adrspach. Tutaj zaczynamy od spaceru wokół jeziorka, które samo w sobie wielkie nie jest, no ale gdy pogoda sprzyja i taka piękna jesień, to trudno stąd odejść, bo z każdym krokiem ciśnie się na usta nowe ach...Zdjęcia oddają jakąś część urody tego miejsca. Potem udajemy