Przejdź do głównej zawartości

FATERHPUR SIKRI

Zaczyna się kolejny gorący i wilgotny, duszący indyjski dzień... Dopiero poranek, a już czujemy płynące po plecach strużki potu...Dziś kierujemy się w stronę budowli o tajemniczej nazwie Faterhpur Sikri. Przyznajcie, że już same nazwy pobudzają wyobraźnię. Miasto leży na pograniczu stanów Radżastan i Uttar Pradesh, około 250km na południe od New Delhi. Jedziemy.... Indyjskich dróg nie pokonuje się szybko, może to i dobrze! Tyle się dzieje za szybą, mijamy kolejne wioski, miasteczka, miasta. Wiejskie domostwa są biedne, zbudowane z byle czego, otoczone skrawkiem ziemi zamkniętej uplecionym z kolczastych gałęzi ogrodzeniem w kształt bliżej nieokreślonej figury, tu nic nie przebiega pod linijkę. Czasem trafi się bogate gospodarstwo, piętrowa willa otoczona solidnym płotem, często w jaskrawym kolorze, aby lepiej wyróżnić się z tła.

Małe miasteczka to zwarte rzędy biegnących wzdłuż drogi klockowych betonowych zabudowań, których partery od frontu wypełniają rozmaite warsztaty, sklepiki i jadłodajnie. Tutaj życie tętni od rana... Już w metalowych kadziach na glinianych paleniskach gotuje się słodka pachnąca masalą herbata z mlekiem, już pieką się placki roti czy czapati, gotują sagany różnych wonnych curry...Klienci już są, głównie panowie posilający się przed pracą, która będzie lub nie...

Kobiety przybrane we wszystkie barwy świata poprawiają swoje sari układając welony, rozmawiają, robią zakupy, które z wprawą przenoszą na głowach. Niektóre mają zasłonięte welonem twarze. To kobiety, które wyszły za mąż i przeprowadziły się do miejsca zamieszkania męża. Tu zawsze będą obce i mimo upału będą musiała przysłaniać swoje oblicze.

Odbywa się poranne sprzątanie...kobiety zamiatają śmieci miotłami z trawy lub gałęzi, ale tak naprawdę to tylko przemiatają je spod swojego sklepu lub warsztatu pod sąsiedni, śmieci nikt nie zbiera, krążą wciąż jak energia w kole życia... Codziennie śmieci przybywa, tak więc w końcu następuje moment przekroczenia punktu krytycznego, wtedy wkracza zbawienny ogień...

Duże miasta to głównie zgiełk ulicy, każdy wolny kawałek jezdni wypełniają wszelkie możliwe pojazdy, które są w stanie jechać, od wielkich kolorowych ozdabianych pomponami ciężarówek, poprzez setki poobijanych osobówek, motocykli, na których siedzi ojciec, matka, dwójka dzieci i jeszcze bagaż...Oczywiście wszyscy bez kasków, a panie odziane w kolorowe sari siedzą elegancko bokiem łapiąc równowagę przy nagłym hamowaniu...Ale zanim się zacznie hamować, najpierw się trąbi...nieustanny koncert klaksonów, nie tylko na pieszych, którzy próbują poruszać się wzdłuż jezdni, bo chodniki są zastawione autami, wózkami, kramami i wszelkim czymś, lub z narażeniem życia chcą przedostać się na drugą stronę. Klakson to także sygnał, że właśnie zacząłem cię wyprzedzać. Swoje muszą usłyszeć też włóczące się psy, krowy, kozy, ale wydaje się, że one już uodporniły się na te dźwięki. Nie reagują. Aby oddać sprawiedliwość na drogach nie brakuje też najnowszych modeli czyściutki samochodów z klimatyzacją, których szczelnie zamknięte szyby odcinają bogatych właścicieli od zapachu i hałasu ulicy. 

Wszędzie, gdzie tylko się da, rozkładają się kramy z jedzeniem, ustawiają drewniane wózki z pachnącym mango i ananasami. Do pracy przygotowują się sprzedawcy kokosów ostrząc na kamieniach maczety, którymi obcinają czubki orzechów, aby dostać się do orzeźwiającej kokosowej wody.  Sprzedawcy soku z trzciny odpalają swoje wiekowe maszynerie do wyciskania. Twarde łodygi trzciny czasem trzeba trochę zmiękczyć, bo wyciskarka nie daje już rady. Nic prostszego, wystarczy rozłożyć je na gołej ziemi i walić z rozmachem grubym kijem, to nic, że przed chwilą leżały na tej ziemi kozy, załatwiały psy albo i ludzie. 

W dużych miastach część zbiorowej komunikacji poprowadzono wiaduktami, frunie tam takie podniebne metro lub pędzą autobusy. A pod wiaduktami w cieniu też kwitnie życie, tu można się przespać na jakimś murku, pohandlować, spotkać znajomych, porozmawiać o życiu. 

Na głównych placach miast wcześnie rano w  gromadzą się chętni na znalezienie jakiejś jednodniowej pracy. Podjeżdżają tu pracodawcy, którzy przez otwarte okno wykrzykują propozycje, chętni mogą od razu zapakować się na pakę i  rozpocząć pracowity dzień. 

Wszędzie, na wioskach i w miastach, poranek to czas religijnych rytuałów. Czasem religijna magia dzieje się w kapliczce pod drzewem, czasem w świątyni. Ważne, aby oddać szacunek bóstwom i wyprosić błogosławieństwo na kolejny dzień. Święte miejsca opuszczają uśmiechnięci, pełni spokoju ludzie. Jako symbol porannego połączenia z sakrum malują sobie na czołach czerwone kropki bindi czasami  nazywane tilaką.  Zrobi je mnich rezydujący w świątyni, czasem wierni robią je sobie samodzielnie. Bindi umieszcza się pomiędzy brwiami, święta kropka ma chronić przed utratą energii przez znajdującą się tu czakrę. Wykonuje się ją z mineralnej czerwonej glinki wydobywanej ze świętych rzek lub jezior rozrobionej na gładką masę, do której dla zapachu dodaje się olejek sandałowy.

Mijając ten kolorowy świat dojeżdżamy w końcu w pobliże kompleksu świątynnego. Na parkingu przesiadamy się do busików, które pierwszą młodość mają już za sobą. Podwożą one turystów pod Fort. Droga jest wąska, pełna zakrętów, pełna pojazdów, pełna ludzi, pełna...Stajemy w korku. Początkowo jest ok, bo można poobserwować otaczający nas tłum, zrobić zdjęcia, ale po chwili busik bez klimatyzacji zamienia się w gorącą puszkę. Postanawiamy wysiąść i resztę drogi pokonać na piechotę. 

W czasach Akbara Wielkiego, XVI-wiecznego cesarza dynastii Wielkich Mogołów, posadowiono na tym terenie stolicę cesarstwa - wcześniej mieściła się w Agrze słynącej z Taj Mahal.  Kompleks świątynno-mieszkalny, który tu zbudowano,  miał przynieść miastu chlubę i świadczyć o wielkości władcy. Wybór miejsca nie był przypadkowy. Przed przybyciem Akbara istniała tu wioska, w której mieszkał suficki pustelnik Salim Chishti. Cesarz nie mógł doczekać się syna, jednak słynny mnich przepowiedział mu, że wkrótce będzie miał się aż trzech, z których pierwszy odziedziczy tron. Brutalniejszą częścią legendy jest fragment, jakoby pustelnik miał zabić swojego syna, którego dusza miała wcielić się w pierworodnego potomka cesarza. Gdy chłopiec pojawił się na świecie, otrzymał imię Jahangir. Ojciec podjął decyzję o budowie meczetu, a dla uczczenia sufickiego mędrca po jego śmierci na terenie świątyni wzniesiono najwspanialszy grobowiec z białego marmuru. Potem - po drugich urodzinach syna - wokół meczetu zaczęło powstawać miasto otoczone murami i pałac cesarski.

W 1986r. ze względu na historyczne znaczenie, ale głównie na wartość kulturalno-architektoniczną Faterhpur Sikri trafiło na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Teraz zaczynamy wędrówkę po - można by powiedzieć - cesarskim mieście. Wszystkie budowle powstały z czerwonego piaskowca. Wyobraźcie sobie kolory - ceglasta intensywna czerwień, mocny błękit nieba przyozdobionego białymi kłębkami chmur i soczysta zieleń roślin wybujałych w porze deszczowej. Mimo ogromu przedsięwzięcia kompleks nie służył długo - funkcje stolicy pełnił od 1571r., a już w 1610r. został całkowicie porzucony i opuszczony. Teorie są różne - ze względu na problemy z wodą, które pojawiły się krótko po powstaniu miasta lub z powodu zaangażowania wojennego cesarza w odległych rejonach Pendżabu. 

JAMA MASJID MOSQUE

Zwiedzanie zaczynamy od Meczetu, który leży powyżej kompleksu pałacowego. Aby dostać się na wewnętrzny dziedziniec świątyni, trzeba wspiąć się po schodach do jednej z czterech bram wejściowych mieszczących się w wysokim murze wyznaczającym prostokąt meczetu. Buland Darwaza - Wysoka Brama lub Drzwi Zwycięstwa zbudowane w 1575r. dla upamiętnienia zwycięstwa Akbara w wojnach w prowincji Gujarat to najważniejsze wejście. Wyrafinowany przykład architektury mogolskiej jest godzien uznania z jeszcze innego powodu -  to najwyższa brama wjazdowa na świecie. Czerwone i żółte piaskowce oraz barwne marmury tworzą wspaniałe wzory geometryczne i kwiatowe. 

My wybieramy niższą i mniej zatłoczoną bramę, przed którą należy zdjąć buty, a pracujący tam chłopcy przypilnują ich za kilka rupi...przynajmniej taka mamy nadzieję..

XVI-wieczny budynek meczetu znalazł się także na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.  W momencie budowy był największym meczetem w rozległym imperium Mogołów, a i dzisiaj jego wielkość wciąż robi wrażenie. Architektura prezentuje mozaikę elementów islamskich i hinduskich, Meczet należy do tzw. meczetów otwartych, to znaczy tworzą go otaczające mury, olbrzymia przestrzeń bez dachu wewnątrz oraz nisza modlitewna - mihrab umiejscowiona tak, aby modlący się skierowani byli do Mekki.
Poruszanie się tam  to prawdziwe wyzwanie. Słońce rozgrzewa marmurową posadzkę jak patelnię, a buty zostawiliśmy przecież przed wejściem do meczetu. Środkiem, jak długi wąż, biegnie rozłożony chodnik zrobiony z pozszywanych materiałowych gałganków. Zadeptany i nie pamięta już ani pierwszej ani nawet setnej czystości. Nie myślmy lepiej, kto szedł po nim wcześniej, a szły już pewnie tysiące. Może piekielne słońce wypaliło zarazki, taką mamy nadzieję. Chodnik prowadzi do białego grobowca.  

GROBOWIEC SALIMA CHISHTI

Marmurowy pawilon mieści w sobie niewielką komnatę, na środku której znajduje się grób świętego. Ponad marmurową płytą wisi drewniany baldachim inkrustowany masa perłową. Grobowiec nakryty jest zielonym błyszczącym materiałem, na który wierni rzucają pieniądze. Przed wejściem tłoczy się tłum, głównie młodych kobiet i mężczyzn, którzy przybyli do świętego prosić o błogosławieństwo w sprawie potomstwa. Przecież już raz pomógł, i to cesarzowi Akbarowi, może pomoże i tym razem. Dla pewności trzeba zawiązać kolorową nitkę na marmurowych, wycinanych w arabeski panelach otaczających grobowiec. Panuje tu trudny do wytrzymania upał, dodatkowo atmosfera jest gorąca, granicząca z ekstazą. Ludzie modlą się głośno wypowiadając swoje prośby, próbują dotykać grobowca. Każdy chciałby być przy świętym jak najdłużej, ale pilnujący służebnicy popychają modlący się tłum. Zdjęcia wewnątrz surowo zabronione. 
Z ulgą wychodzimy znów na nagrzany plac, ludzi coraz więcej, przemieszczają się już nie tylko chodnikiem, ale pośpiesznie we wszystkie strony szukając cienia. Przez jedną z czterech ozdobnych bram opuszczamy teren meczetu.
 
PANCH MAHAL
Wśród zbudowanych z czerwonego piaskowca budowli cesarskiego miasta w oczy rzuca się pięciopiętrowy pałac - miejsce rodzinnej rozrywki i wypoczynku. To dziwna konstrukcja-pięć malejących pięter wypełnionych kolumnami ułożonych na sobie asymetrycznie. W czasach użytkowania przez mieszkańców przestrzenie między kolumnami wypełniane były ekranami, które zapewniały prywatność, cień, chłód. Najwyższe piętra przeznaczone dla najważniejszych członkiń rodu cesarza dawały dodatkowo poczucie odosobnienia i zapewniały wspaniałe widoki na fortyfikację i miasto. W sumie w budynku znajduje się 176 kolumn rzeźbionych w charakterystyczne hinduskie wzory.
DIWAN I AAM
Tam, gdzie był dobry władca, musiało być też miejsce, w którym mógł się on spotykać z podwładnymi. Z powodu klimatu projektowano je w formie otwartych platform nakrytych dachem i wypełnionych dziesiątkami kolumn. Diwan I Aam przeznaczony był do spotkań publicznych, gdzie władca wysłuchiwał podwładnych i ludu.
DIWAN I KHAS
Diwan I Khas przeznaczony był do audiencji prywatnych, dla większej swobody rozmów ma zabudowane ściany. Ta sala jest bardzo charakterystyczna i oprócz meczetu chyba najbardziej zatłoczona. Uznawana jest za ówczesny cud architektury. Konstrukcja opiera się na jednym grubym, wielokątnym, bogato zdobionym filarze, podtrzymującym okrągłą platformę, na której zasiadał cesarz. Do platformy prowadzą cztery kamienne ukośne chodniki, a wszystko misternie rzeźbione w czerwonym kamieniu. Podobno cesarz Mogołów Akbar spotykał się tutaj z przedstawicielami różnych lokalnych wyznań, aby ustalać zasady pokojowego współżycia. Miało to swoje skutki, bo w końcu w 1582r. Akbar utworzył nową synkretyczną religię zwaną Boskim Monoteizmem lub Boską Wiarą. To w założeniach zupełna odwrotność do istniejących tu hinduistycznych wierzeń w kilka milionów bogów. Akbar słynął jako władca propagujący tolerancję i szacunek do różnych wyznań, był także otwarty na wiedzę, zgromadził olbrzymią bibliotekę - podobno 24 000 tomów w różnych językach. Ponieważ sam był dyslektykiem i czytanie pozostawało poza jego zasięgiem, naukowe debaty były sposobem na zgłębianie tajemnic nauki i religii.
źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Din-i_Ilahi#/media/File:AbulFazlPresentingAkbarnama.jpg
ANUP TALAO
To gościnny pawilon dla przybyszów odwiedzających cesarza Akbara. Dla ich komfortu i ochłody przed pawilonem mieścił się basen i cztery mostki. Na środku na  kamiennej platformie kiedyś stało królewskie krzesło osłonięte od słońca małym kamiennym ażurowym pawilonem. Zbiornik został podłączony do sieci wodociągowej biegnącej po północnej stronie miasta, tak więc basen na bieżąco wypełniał się chłodną wodą. Podobno goście szczodrze wrzucali do basenu srebrne i złote monety, tak że szybko się wypełniał i woda błyszczała wtedy w słońcu. Pieniądze wybierano co jakiś czas i przeznaczano na pomoc ubogim. 
JODHA BAI MAHAL
To największy pałac w kompleksie zbudowany w 1569r. przez cesarza Akbara dla ukochanej małżonki nazywanej Jodha Bai. Budynek pałacowy zbudowany jest wokół dziedzińca, do którego prowadzi ozdobna brama. W centrum dziedzińca stoi donica z krzakiem bazylii. To Tulsi - święta bazylia. Według hinduskich wierzeń roślina jest wcieleniem bogini Dewi, towarzyszki Wisznu.
Kopuły, nisze, rzeźbione wsporniki, resztki ściennych malowideł dają świadectwo hinduskich wpływów oraz dawnej świetności. 
Faterhpur Sikri było dla nas wielką niespodzianką. Pozostanie w naszych wspomnieniach jako kolorowy obraz dawnego piękna. Kompleks jest ogromny i mimo tłumów na wejściu można tu znaleźć spokojne zacienione miejsca. Spędziliśmy tam dużo czasu na podziwianiu architektury, ale z równym zaciekawieniem obserwowaliśmy całe hinduskie rodziny, które ubrane w odświętne stroje przybyły tu głównie w celach sakralnych. Na koniec jeszcze trochę zdjęć urokliwych zaułków i pięknych ludzi. Tu nam się podobało.
                     



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CASABLANCA - MECZET HASSANA II

    Casablanca to po wielokroć marokańskie naj...- największe miasto Maroka, największe miasto Maghrebu, największy port ( jeden z największych na świecie sztucznych portów - drugi po marokańskim Tangerze), centrum gospodarcze i finansowe, jedno z największych miast Afryki. Casablanca rozwinęła się bardzo szybko -  w XIXw. w najgorszym czasie dla miasta starą medynę zamieszkiwało podobno około 600 osób. Potem pod protektoratem Francji nastąpił  boom, cywilizacyjne salto. Dziś Casablanca ma 4 miliony policzonych mieszkańców. Dokładna liczba jest niemożliwa do ustalenia ze względu na olbrzymią ilość bezdomnych i mieszkańców slamsów.   Ale mimo tych naj...najszybsze  i najczęstsze skojarzenie to film " Casablanca", który  z miastem prócz nazwy nie miał nic wspólnego. Nie było tu ani portowej knajpy "U Ricka", nie było Humphreya Bogarta ani Ingrid Bergman. Oto siła kinematografii... Rick's Cafe jednak jest - skoro tylu turystów i miłośników filmu szukało kulto

SEWILLA cz.I. W SREBRZE I ZŁOCIE

TROCHĘ HISTORII Sewilla – stolica Andaluzji położona nad rzeką Guadalquivir, co z arabskiego znaczy "rzeka wielka". Wraz z Kordobą często nazywana jest patelnią Hiszpanii, gdyż latem nie rzadkie są temperatury przekraczające 50st.C.  Mimo, że miasto położone jest ponad 100km od morza, żeglowna rzeka sprawiła, że Sewilla była przez wieki ważnym portem. Stan ten trwał aż do XVIIw. Stopniowe zamulanie  i zwiększający się tonaż statków zatrzymały żeglowność rzeki. Pierwsza osada fenicka istniała tu już około 1000r.pn.e. Sewilla miała wielkie znaczenie  w czasach rzymskich. Dziś na przedmieściach istnieją ruiny miasta Italika, które było stolicą jednej ze starorzymskich prowincji – Betycji. Jest to najlepiej zachowana ruina rzymska na terenie Hiszpanii. Stad pochodzili cesarze Trajan i Hadrian. Po upadku cesarstwa miasto trafiło w ręce Wizygotów i powoli traciło swe znaczenie i pozycję.  W 712r. z rąk Wizygotów przejęli ją Maurowie , którzy na centrum kalifatu wybrali dużo

Marrakesz - Grobowce Saadytów. 200 lat tajemnicy.

Marakesz - jak wiele innych miejsc na świecie - też miał swój złoty wiek. Przypadł na lata 1524-1659, gdy rządy sprawowała dynastia Saadytów. Maroko zostało wtedy zjednoczone po rozbiciu dzielnicowym. Powstała silna armia i prężnie działająca administracja. Przywódca Ahmad al-Mansur był władcą, z którym liczono się w Europie. Wraz z królową angielską - Elżbietą I - planował podbój Hiszpanii. Niestety - złoty wiek nie trwał długo - po śmierci sułtana spadkobiercy popadli w spory, które osłabiły kraj. Dodatkowo przypałętała się epidemia dżumy. W 1660r. tron zajął sułtan Moulay Ismail - przedstawiciel dynastii Alawitów, która jest u władzy do dziś. Bogata przeszłość była mu nie w smak, postanowił więc zniszczyć wszelkie ślady po znienawidzonych poprzednikach. Jednak myśl  o unicestwieniu miejsc wiecznego spokoju wydała mu się świętokradztwem. Aby jednak pamiątki po wrogach nie widzieć - kazał grobowce zamurować na tyle skutecznie, że zapomniano o nich do 1917r. Wtedy latający nad Marak