Przejdź do głównej zawartości

BUKARESZT - GDZIE SIĘ PODZIAŁO SZCZĘŚCIE?




     Jak to zwykle bywa - historie miast splatają się z legendami. Tak jest i w przypadku Bukaresztu. Wg opowieści miasto w XIIIw. powstało dzięki pasterzowi Bukurowi, którego imię tłumaczy się jako radosny, szczęśliwy. Źródła historyczne podają, że założył je w XIVw. średniowieczny książę Mirce Stary na terenie istniejącej już małej fortyfikacji. Pierwsze zapisane informacje  pochodzą z 1459r. Wtedy wzniesiono Stary Dwór - najstarszą budowlę w mieście. Dziś po Curtea Vecha pozostały marne resztki - trochę kamieni wystających z ziemi, w dodatku ciągle trwają tam jakieś prace i poszukiwania, tak że przede mną zabytek był całkowicie szczelnie zasłonięty. Poprzez szpary w ogrodzeniu udało się dostrzec stojące wśród ruin popiersie Vlada Palovnika zwanego później Drakulą, który był tu podobno wołoskim hospodarem, ale czy to prawda, czy ściągająca turystów fikcja, tego nie wiem. Wiadomo na pewno, ze dwór traktowano jako letnią rezydencję królewską, stolica Wołoszczyzny w tym czasie mieściła się w Targoviste.

   Lokalizacja miasta przy szlaku handlowym łączącym Imperium Osmańskie z Europą Środkową pozwoliła na szybki rozwój. W XVIIw. Bukareszt został stolicą historycznej krainy zwanej Rumnią Południową. W 1859r. połączyła się ona z Mołdawią tworząc Zjednoczone Księstwa, które pod rządami króla Karola I stały się wreszcie Rumunią.
  
   Jednak Bukareszt mimo radości i szczęścia w nazwie jakoś nie bardzo tych uczuć doznawał na co dzień. Dotykały go nie tylko wojny - głównie najazdy osmańskie, ale i klęski żywiołowe - pożary i trzęsienia ziemi. Największy pożar w 1847r. pochłonął trzecią część miasta niszcząc około dwa tysiące budynków. 


KRÓTKIE CHWILE SZCZĘŚCIA...

   W 1866r. po przewrocie politycznym i wygnaniu władcy Aleksandra Jana Cuzy Rumunię ogarnął chaos i groźba rozpadu. Pomimo sprzeciwu społeczeństwa, ale przy poparciu Napoleona III, na księcia wybrano przedstawiciela rodu Hohenzollern - Zigmaringen - Karola. Pojechał do Rumunii pociągiem, ale na granicy musiał przesiąść się do powozu, ponieważ 
w kraju nie istniała żadna linia kolejowa prowadząca do stolicy. Mieszkańcy miasta witali go tłumnie licząc na lepsze czasy. Na początek zdecydowanie i szybko przyjęto nową konstytucję, przeprowadzono reformę monetarna, ale my skupmy się na Bukareszcie. Dla miasta rozpoczął się najlepszy czas -  zaczęło się szybko modernizować, rozwijać, rozbudowywać w najlepszym stylu, tak że wkrótce zaczęto o nim mówić "Mały Paryż". 
O letniej rezydencji króla Karola I w Sinai można przeczytać TUTAJ.
   W tym czasie powstały najpiękniejsze, najbardziej eleganckie, stylowe budowle - Narodowe Muzeum Historyczne, pałac CEC, Izba Handlowa, Atheneum, Łuk Triumfalny, Narodowy Bank Rumunii. Między dwiema wojnami Bukareszt miał swój najlepszy czas, błyszczał i stał się słynny w całej Europie. 

Rumuńska rodzina królewska - źródło http://castelulbran.ro

rodzina królewska Rumunia

     Druga wojna światowa położyła kres krótkiemu szczęściu. Miasto najpierw zbombardowali alianci, potem Niemcy. Wydawało się, że było to dla miasta najgorsze, co mogło się przydarzyć. W 1947r. okazało się, że może być jeszcze gorzej. Po udanym zamachu stanu do władzy doszedł reżim komunistyczny. Elity trafiły do więzień, a własność prywatną znacjonalizowano. "Mały Paryż" pozostał już tylko we wspomnieniach. Fanatyczny przywódca Nicolae Ceauşescu postawił sobie za cel zmianę wizerunku miasta. Największym przedsięwzięciem była budowa Pałącu Parlamentu oraz sprowadzenie do miasta tysięcy robotników, dla których budowano setki klaustrofobicznych tanich mieszkań - klatek w koszmarnych blokach. Aby zrobić miejsce dla megalomańskich projektów, przeprowadzano kolejne wyburzenia tego, co jeszcze pozostało po wojnie. Niestety, to co zajmowało miejsce stylowych eleganckich kamienic i pałaców nijak ich nie przypominało...Dzisiaj spacerując po mieście trzeba tylko uważnie się rozglądać, między obdrapanymi, paskudnymi blokami widać wciąż resztki "Małego Paryża"...Główne budynki pełniące jakieś role zostały już odrestaurowane, najgorzej mają się mieszczańskie kamienice, w których mieszkają dziś już inni, raczej biedni mieszczanie...Może kiedyś przyjdą jeszcze dla nich lepsze czasy...zanim zdążą się zawalić...

Trochę Paryża, trochę komuny...






ATHENEUM



   Nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy na głównej ulicy Calea Victoriel od pięknie odnowionego budynku Atheneum. Dziś to wizytówka miasta, kiedyś też tak było. W 1865r. Rumuńskie Towarzystwo Kulturalne Atheneum doszło do wniosku, że rozwijająca się i piękniejąca stolica potrzebuje odpowiedniej siedziby dla krzewienia sztuki i nauki. Francuski architekt Albert Galleron zaprojektował elegancki budynek , który powstał w części z pieniędzy publicznych, 
a w części ze składek publicznych, stąd na umieszczone na budynku hasło " Podaruj jednego leja dla Atheneum". Budynek oczywiście podzielił los późniejszej epoki i prawie się zawalił, na szczęście w 1992r. został odnowiony za okrągłe 9mln euro.
   





  Prawie naprzeciwko stoi piękny budynek Muzeum Sztuk Pięknych z secesyjnymi wejściami przywodzącymi na myśl oczywiście co? Paryż i szklane wejścia do metra Hectora Guimarda.



   Po drugiej stronie ulicy układa się półkolem Biblioteka Uniwersytecka zbudowana w 1895r. na gruntach podarowanych Uniwersytetowi przez króla Karola I i zaprojektowana przez francuskiego architekta Paula Gottereau.







   Następny przystanek przy Calea Victoriel to nowszy obiekt w architekturze miasta - Memorialul Renaşterii. Stoi na Placu Rewolucji - dawnym Placu Zamkowym. wzniesiono go ku pamięci ofiar rewolucji 1989r. Stercząca w niebo konstrukcja ma 25m. Pewnie jej kontrowersyjny wygląd nie rozdrażniłby tak bardzo mieszkańców, gdyby nie koszt - na pomnik wydano 56mld lei i ta kwota podziałała na wyobraźnię rozzłoszczonych ludzi. Odwdzięczyli się artystom wdzięcznymi nazwami -" Łyżką ziemniaczaną", "Mózgiem na patyku", "Oliwką w wykałaczkach" czy "56 miliardami splunięć" - żeby zakończyć na tych parlamentarnych.





   Po drugiej stronie ulicy od okolicznych budynków  odcina się czerwienią cegieł prawosławna Cerkiew Crețulescu. Zbudowana jest w stylu rumuńskiego renesansu nazwanego Brancovenesc od nazwiska wielkiego bogatego arystokraty, budowniczego wielu pałaców i kościołów - księcia wołoszczyzny Constantina Brǎncoveanu.
Cerkiew jest wąska i smukła, ma charakterystyczne dwie wieże i wysokie okna. Uległa poważnym uszkodzeniom w czasie trzęsienia ziemi w 1940r. Komuniści planowali jej zburzenie, ale ręka im zadrżała i ulegli prośbom architektów. W ten sposób ocalały wewnętrzne XIX-wieczne freski. 



   Nieco dalej mijamy placyk z Teatrul Odeon - a jakże - mają Odeon w Paryżu, mają
 i w Bukareszcie.



   Nieopodal Odeonu stoi jeden z najznakomitszych hoteli w mieście - Casa Capsa z 1852r.





   Współcześni architekci usilnie starają się połączyć resztki starego z nowym - zwykle 
z dobrym skutkiem, zawsze da się uratować choć trochę dawnego Bukaresztu. 




   W oczy rzucają się też budowane w stylu art deco wieżowce. Prawie Nowy Jork albo Madryt.





   Dalej naszym oczom nie ukazał się piękny budynek -  Pałac Narodowego Okręgu Wojskowego - przykryły go rusztowania, mogliśmy dojrzeć tylko fragmenty fontann.



I  wciąż idziemy Calea Victoriei...ale teraz skręcamy pod szklany dach...


PARYŻ MA SWOJE PASAŻE, BUKARESZT TEŻ



   Pasajul Macca - Vilacrosse - ładnie się nazywa i jeszcze dziś pokazuje swą dawna urodę. Został zbudowany w 1891r. jako łącznik między najruchliwszą wówczas ulicą Calea Victoriei 
i budynkiem Banku Narodowego. Pasaż chronił przed upałem lub deszczem, a przy okazji dawał okazję do zrobienia ekskluzywnych zakupów, rozgościli się tu bowiem głównie jubilerzy, lub odpoczynku w znanych kawiarniach i restauracjach. 
   W miejscu zajmowanym przez pasaż stała kiedyś karczma. Kupił ją Petros Seraphim 
i podarował jako posag dwóm córkom. Pierwsza Polixena wyszła za mąż za głównego architekta Bukaresztu, Katalończyka Xaviera Vilacrosse. Przekształcił karczmę w zajazd
i nazwał od swego nazwiska. Druga córka Anastasia poślubiła Mihalache Macca - budowniczego luksusowych sklepów. Pod koniec XIXw. miasto wykupiło teren wraz 
z zajazdem, aby wybudować na wzór paryskiej mody pasaż. Na środku terenu stał hotel Pesht, którego właściciel nie chciał sprzedać, tak więc projekt pasażu musiał go jakoś ominąć. Powstał więc łukowa zabudowa, której dwie odnogi noszą nazwę od nazwisk szwagrów Macca - Vilacrosse. Nakryto go szklanym żółtym dachem, który wpuszcza do środka ciepłe jasne światło. Tutaj znalazła swą siedzibę pierwsza Giełda w Bukareszcie, dziś jest tu wiele kawiarni i sklepików dla turystów. Szkoda tylko, że dla uzupełnienia dziur 
w dachu nie postarano się o żółte szkło...a może trzeba się cieszyć, że w ogóle jest jakieś...



   




   Przez piękną żelazną bramę wychodzimy prosto na boczną ścianę Muzeul Băncii Naționale  a României. Zanim przejdziemy przed frontową fasadę, miniemy piękny budynek   z fantazyjnym dachem - Centralne Biuro Wyborcze.



   Na rogu budynku Banku stoi pomnik pierwszego dyrektora  - Eugeniusza Carady z 1924r.
   



   Obchodząc budynek Banku wokół dochodzimy do skrzyżowania, przy którym stoi kolejny piękny budynek. Kiedyś mieścił Bibliotekę Narodową, dziś jest tu ....miejski bazar....co prawda szczyci się, że sprzedaje sztukę i antyki, ale powiedzmy sobie, że to raczej suweniry
 i sztuczki...Czemu biblioteka narodowa ustąpiła miejsca bazarowi? 





   W ulicy biegnącej w lewo od Bazaru rzuca się w oczy okrągły wieżowiec - cylindryczny modernistyczny budynek z 1936r. zaprojektowany przez amerykańskiego architekta Leona Sterna.




MONASTER STAVROPOLEOS


   Strada Stavropoleos  prowadzi nas teraz do maleńkiego, za to szczególnie pięknego Monasteru Stavropoleos. To taki tutejszy zabytek - bombonierka, barwne cacko odnowione 
w najmniejszym szczególe. Niestety zawsze pełne turystów. 







   Kościół pod wezwaniem śśw. Archanioła Michała i Gabriela zbudowano w 1724r. przez greckiego mnicha z Pogoniani w stylu Brancovenesc. Nazwa pochodzi od greckiego słowa "stauropolis" - miasto krzyża. Powstał przy gospodzie należącej do mnichów i z jej dochodów był utrzymywany. Zajazd został rozebrany w XIXw., wtedy też z powodu trzęsień ziemi świątynia mocno ucierpiała, miedzy innymi zawaliła się kopuła. Ponowne poświęcenie odbyło się w 1940r. Kościół jest jedyną oryginalną częścią kompleksu klasztornego, pozostałe budynki są wybudowane od nowa. 
   Dziedziniec klasztorny jest małym lapidarium, zebrano tu stare krzyże i pozostałości rozebranych czy zburzonych świątyń. Dziedziniec otoczony jest arkadą, której kolumienki ozdobione są w sposób charakterystyczny dla stylu Brancovenesc. W podobne kwiatowe wzory są także rzeźbione ramy okienne i portale drzwiowe.







   Budynek kościoła został poddany odbudowie i ratowaniu tego, co tylko się dało dopiero po upadku komuny. Udało się odrestaurować między innymi fragmenty starych fresków, są bardzo ciemne i mało wyraźne, ale tworzą atmosferę wnętrza. 











   Dziś dalej działa tu prawosławna wspólnota klasztorna, która zajmuje się odnawianiem ikon, starych książek i szat liturgicznych, a chór klasztorny śpiewa pieśni bizantyjskie. 


WAGON PIWA


   Trochę dalej, przy tej samej ulicy znajdziemy ciekawe miejsce, aby odpocząć i spróbować najlepszego miejscowego piwa. To restauracja o ładnej nazwie Caru'cu Bere - co znaczy ni mniej ni więcej tylko "wagon piwa". Mówią o tym miejscu, że tu jest prawdziwa dusza Bukaresztu. Budynek wzniesiono w stylu neogotyckim, rzeźbione drewniane panele, meble, mozaiki, obrazy zalewa ciepłe światło sączące się przez witrażowe okna i ze stylowych kandelabrów. Przychodzą tu miejscowi - podobno - ale głównie przeciskają się turyści. Renomę miejsca podnoszą sławni goście - tutejsze piwo pili np. The Roling Stones. Receptura piwna pochodzi z 1879r. i ciągle nie brakuje chętnych, aby jej spróbować. 








 

PAŁAC CEC


   Idziemy dalej ulicą w stronę niknącego księżyca. Na tle letniego nieba prezentują się dekoracyjne płaskorzeźby na budynku Muzeum Narodowego Historii Rumunii. 



   I znowu klucząc uliczkami starego miasta dochodzimy do głównej Calea Victoriei. Teraz przed nami prezentuje się fasada Palatul CEC. Został wzniesiony jako nowa siedziba dla najstarszego banku Rumunii - publicznej kasy oszczędnościowej. Przypomina na przykład fasadę Musee d'Orsay? Słusznie, bo architekt był Francuzem, absolwentem Paryskiej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych. Pałac CEC ukończono w 1900r.





 Eklektyczne mury pałacu odbijają się malowniczo w nowoczesnej szklanej fasadzie kolejnej siedziby banku. 



   Stąd już tylko dwa kroki do rzeki Dymbowicy przepływającej przez centrum miasta
i urozmaiconej wieloma fontannami. Po zmroku odbywają się tu pokazy z cyklu światło
i dźwięk, pełno tu turystów, ulicznych artystów i grajków. 




   Ale my zagłębiamy się dalej w staromiejską uliczną plątaninę. Idziemy Strada Franceza, mijamy kolejny kościół - św. Demetriusa. 




   Dalej po lewej stronie znajdują się Dwór Hospodarów Wołoszczyzny - ruiny Curtea Vecha,    o których pisałam na początku. 
  Piata Sfantul Anton - plac św. Antoniego-  to zakończenie spaceru - nogi już mocno zmęczone, ale zaglądamy jeszcze do pięknie odnowionej cerkwi św. Antoniego - Stary Dwór. Jest najstarszą -  XVI-wieczną  świątynia w mieście. Kościół został wybudowany w miejscu starej drewnianej świątyni i był kaplicą dworu królewskiego, tutaj byli koronowani rumuńscy królowie. 





   W podwórku można zapalić prawosławne świece ku pamięci zmarłych...







 

HANUL LUI MANUC

   Teraz już czas na odpoczynek. Przed nami budynek najstarszego zajazdu i restauracji 
w Bukareszcie. 








   Karczma została wybudowana w 1808 przez armeńskiego przedsiębiorcę znanego pod tureckim pseudonimem Manuc Bei. Tu zatrzymywali się kupcy na odpoczynek i handel. Dziś dziedziniec otoczony piętrowymi arkadami zastawiają drewniane stoły, a w cieniu drzew można znaleźć trochę ochłody i odpoczynku. Towarzyszyć nam będą dźwięki tradycyjnej rumuńskiej muzyki z mieszczących się na piętrach restauracji, w których można spróbować regionalnych potraw. Regenerujemy tu siły, bo przed nami hektary Pałacu Ludowego..., trzeba się przygotować!

























    Na koniec jeszcze parę zdjęć z różnych miejsc, bo Bukareszt jest malowniczy, choć 
w wielu miejscach widać olbrzymie potrzeby. Nie wiadomo tylko, czy pieniądze znajdą się na czas i czy będzie taka chęć, aby uratować to, co się jeszcze da. Póki co cieszmy oko tym, co jest z wiarą, że szczęście i radość zawarte w nazwie kiedyś tu powrócą.










































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CASABLANCA - MECZET HASSANA II

    Casablanca to po wielokroć marokańskie naj...- największe miasto Maroka, największe miasto Maghrebu, największy port ( jeden z największych na świecie sztucznych portów - drugi po marokańskim Tangerze), centrum gospodarcze i finansowe, jedno z największych miast Afryki. Casablanca rozwinęła się bardzo szybko -  w XIXw. w najgorszym czasie dla miasta starą medynę zamieszkiwało podobno około 600 osób. Potem pod protektoratem Francji nastąpił  boom, cywilizacyjne salto. Dziś Casablanca ma 4 miliony policzonych mieszkańców. Dokładna liczba jest niemożliwa do ustalenia ze względu na olbrzymią ilość bezdomnych i mieszkańców slamsów.   Ale mimo tych naj...najszybsze  i najczęstsze skojarzenie to film " Casablanca", który  z miastem prócz nazwy nie miał nic wspólnego. Nie było tu ani portowej knajpy "U Ricka", nie było Humphreya Bogarta ani Ingrid Bergman. Oto siła kinematografii... Rick's Cafe jednak jest - skoro tylu turystów i miłośników filmu szukało kulto

SEWILLA cz.I. W SREBRZE I ZŁOCIE

TROCHĘ HISTORII Sewilla – stolica Andaluzji położona nad rzeką Guadalquivir, co z arabskiego znaczy "rzeka wielka". Wraz z Kordobą często nazywana jest patelnią Hiszpanii, gdyż latem nie rzadkie są temperatury przekraczające 50st.C.  Mimo, że miasto położone jest ponad 100km od morza, żeglowna rzeka sprawiła, że Sewilla była przez wieki ważnym portem. Stan ten trwał aż do XVIIw. Stopniowe zamulanie  i zwiększający się tonaż statków zatrzymały żeglowność rzeki. Pierwsza osada fenicka istniała tu już około 1000r.pn.e. Sewilla miała wielkie znaczenie  w czasach rzymskich. Dziś na przedmieściach istnieją ruiny miasta Italika, które było stolicą jednej ze starorzymskich prowincji – Betycji. Jest to najlepiej zachowana ruina rzymska na terenie Hiszpanii. Stad pochodzili cesarze Trajan i Hadrian. Po upadku cesarstwa miasto trafiło w ręce Wizygotów i powoli traciło swe znaczenie i pozycję.  W 712r. z rąk Wizygotów przejęli ją Maurowie , którzy na centrum kalifatu wybrali dużo

ANTALYA - POD KOLOROWĄ PARASOLKĄ

Wielkie miasto, prawie milion mieszkańców i bliżej nieokreślona ilość turystów.  W mieście właściwie nie ma plaż, za to jest tłok na głównym deptaku. To nie zachęca do wizyty tutaj,  a już na pewno do spędzania wakacji, choć są tacy, którzy się na to decydują.  Ale na pewno warto tu przyjechać w odwiedziny, bo miasto jest piękne i bardzo ciekawe. Łatwo tu dotrzeć z okolicy, bo to przecież główne miasto regionu. W samym mieście też nie ma żadnego problemu z przemieszczaniem się - z wielkiego, czytelnego dworca autobusowego prosta droga do linii tramwajowej prowadzi aż do centrum pod mury obronne starówki, gdzie przecina się z drugą, którą można dotrzeć do wszystkich atrakcji. Można zresztą do nich bez większych problemów dojść pieszo. TROCHĘ HISTORII Najpierw istniało tu miasto Attalia założone około 150r.p.n.e. przez Attalosa - króla Pergamonu. Odkryto też ślady wskazujące na istnienie wcześniejszych śladów ludzkich osad. Attalos przed śmiercią zapisał miasto w testamencie