LIZBONA
Ta nazwa dźwięczy mi w głowie od
dziecka, kiedy to z upodobaniem zasiadałam przy stole nad rozłożonym atlasem i
podróżowałam przysłowiowym palcem po mapie. Jeszcze wtedy nie miałam poczucia,
że życie ciężkie jest, ale wydawało mi
się cudownym móc mieszkać w takim miejscu, gdzie siadając na plaży patrzeć
można w dal, wyobrażać sobie wypływające galeony podążające w
nieznany świat…ach! Lizbona była i pozostanie na mojej podróżniczej mapie
miejscem szczególnie sentymentalnym. Nazywają ją różnie – miastem białym,
ochrowym, ale dla mnie jest jak najbardziej
kolorowa. Sprawia wrażenie lekko byle jakiej, lekko brudnej, trochę strasznej –
bo nie wiesz, co lub kto cię spotka za rogiem, szczególnie tam, gdzie kończą
się turystyczne szlaki, a skończyć się mogą dość gwałtownie – czasem za rogiem
jest już inny świat. Nie jest nadęta, nie walczy o miano naj pod każdym
względem, rozgrzana słońcem wiedzie powolne życie, a ludzie wydają się tam szczęśliwi. Czuje się, że jest autentyczna,
że nic nie zrobiono tam na siłę, jest piękna urodą zmurszałych zakamarków, odpadających z murów płytek azulejos. Kiedy patrzysz na tubylców siedzących godzinami w
kawiarniach, ciągnących w upale długie dysputy, popijających wino, kawę lub sok ze
świeżych pomarańczy i słuchających fado, czujesz, że oto masz przed sobą
szczęśliwych ludzi. Być może to wszystko złudzenie, ale nie zamierzam go
weryfikować.
Taką Lizbonę pamiętam z wyobrażeń i z autopsji i niech tak
pozostanie…
Dojeżdżamy. Przed nami wisi w powietrzu MOST 23 KWIETNIA, bardzo
podobny do tego słynnego w San Francisco,
tak samo piękny. Grube liny przeplatają się między czerwonymi pylonami
Wydaje się, że nie ma takiej możliwości, aby nie dyndał w powietrzu, ale nie,
jest stabilnie na szczęście, bo mój mąż na pewno chciałby wysiąść, tylko jak tu
uniknąć mostu skoro jest się na jego środku? Przed nami wspaniała panorama – kamienice,
kościoły, domy rozsiadły się na wybrzeżu jak w amfiteatrze. Brzeg ujścia Tagu
lub dalej w perspektywie brzeg oceanu to podstawa ich wspinaczki aż ku
wspaniale błękitnemu niebu. A wszystko przetkane zielenią. Trzeba wiedzieć, że
zieleń to nie byle jak, jest pamiątką po wielkich podróżach odkrywczych do dalekich lądów, skąd przywożono różne dobra, między innymi sadzonki
egzotycznych roślin. Tak więc bez trudu wypatrzymy araukarie, eukaliptusy, jakarandy czy rozmaite gatunki palm.W zamglonej dali majaczy drugi, nowy
wiszący most – tamten ma 16 km długości, ku radości męża prawdopodobnie do
niego nie dotrzemy. Tymczasem mijamy migające przęsła mostu i naszym oczom
ukazuje się kolejny obrazek znany z innej części świata. Na wzgórzu nad Tagiem
wznosi się potężna postać Chrystusa – coś kieruje ludźmi, aby prześcigać się w
budowaniu coraz większych jezusowych figur , co – nie wiem...
MOST VASCO DA GAMA
Najdłuższy most w
Europie, znajduje się na przedmieściach Lizbony u ujścia Tagu do Atlantyku. Ma
długość 17,2km. Konstrukcja jest osadzona głęboko pod dnem , tak, aby wytrzymała
powiewy wiatru do 250km/h. Imię otrzymał z okazji 500 rocznicy odkrycia przez
Vasco da Gamę drogi morskiej do Indii. Oddano go do użytku 29 marca 1998r.z
okazji odbywających się w Portugalii targów Expo’98.
MOST 25 KWIETNIA
Jest kopią Golden Gate z San Francisco, jest jednak od niego dłuższy i
utrzymuje miano najdłuższego wiszącego mostu w Europie. Łączy Lizbonę z jej
południową dzielnicą Almada leżącą na południowym brzegu rzeki Tag. Nazwa
upamiętnia wydarzenia z rewolucji 1974r. , po której obalono rządy dyktatora
Salazara i przywrócono demokrację. Nieopodal wjazdu na most na wzniesieniu na
brzegu Tagu stoi Christo Rei – figura Chrystusa Króla. Monument ma 110m
wysokości , ustawiono go w 1959r.
TROCHĘ HISTORII
O Lizbonie mówi się, że
podobnie jak Rzym, jest miastem zbudowanym na siedmiu wzgórzach – faktycznie nie wybierajcie się tam bez
wygodnych butów, a i kondycja nożna, że się tak wyrażę, jest niezbędna. Ale
patrząc na pofalowaną panoramę tego miasta, nasuwa mi się skojarzenie, że tak
samo sinusoidalna jest historia Lizbony. W starożytnych źródłach pojawia się
nazwa Olisipio – osada, która stanowi początek miasta. Zamieszkiwali ją
Luzytanie i – być może także – Fenicjanie. W VIII w. w południowo – zachodniej
Europie pojawiają się Maurowie, którzy podporządkowują sobie miasto i nazywają
je Lishubną. Arabom dobrze wiodło się na terenie Portugalii do 1147r. , kiedy
to po tron sięgnął krzyżowiec Alfons I Zdobywca. Wraz z nim w zapomnienie
odszedł islam, a w siłę zaczął rosnąć katolicyzm. W 1255r. król Alfons III
przeniósł stolicę Portugalii z Coimbry do Lizbony, Wkrótce założono tam
uniwersytet. Ale prawdziwy rozwój miasta nastąpił wraz z pierwszymi wyprawami
geograficznymi i odkrywaniem nieznanego świata.
DZIELNICA BELEM
ODKRYWCZE WYPRAWY GEOGRAFICZNE
- Manuelu, pospieszmy się, na pewno
wszyscy już na nas czekają! - ponaglała króla Manuela Szczęśliwego jego trzecia
żona, Eleonora Austriacka. Para królewska wraz z najważniejszymi dostojnikami
dworu wsiadła do powozów zaprzężonych w szóstki czarnych, przybranych żółto –
czerwonym wstęgami koni, a woźnice pognali po lizbońskim bruku w stronę Torre
De Belem. Na nabrzeżu zgromadzili się dostojnicy kościelni, wojskowi, kupcy,
uczeni oraz wszelka gawiedź ciekawa kolejnego wielkiego wydarzenia. Na rzece
między nabrzeżem, a błyszczącą w słońcu biała wieżą stały zakotwiczone
karawele. Lada chwila trzecia wyprawa do Indii pod kierunkiem Vasco da Gamy miała
wyruszyć w drogę. Było głośno, jedni modlili się, inni śpiewali, cała reszta
głośno rozmawiała w ekscytacji, bo było
raczej pewne, że wielu z tych , którzy
teraz sprawdzają żagle i liny oraz
porządkują ostatnie zapasy żywności i wody pewnie po raz ostatni widzi skąpaną
w słońcu Lizbonę. Nagle ucichło, był to znak , że królewski orszak zajechał na
nabrzeże. Król wraz z biskupem weszli na
wybudowany specjalnie w tym celu pomost. Biskup uniósł z trudem wielki, złoty,
wysadzany szlachetnymi kamieniami krucyfiks. Ciszę przerwał gromki głos Manuela
– „ Płyńcie na chwałę Portugalii, a dobre wiatry niech was nie opuszczają.
Niech wasz trud przyniesie wam chwałę, a
kraj nasz wzbogaci i uczyni silnym. Modlimy się za was i czekamy na wasz
szczęśliwy powrót”. Rozległy się krzyki i brawa, ale hałas ten był niczym wobec
huku, jaki sprawiły wystrzały z okrętowych armat. Gdy opadł dym i kurz, oczom
zebranych ukazały się statki z podniesionymi żaglami, na mostku kapitańskim
pierwszego z nich stał Vasco da Gama i serdecznie pozdrawiał zebranych. Statki
ruszyły powoli pokonując kilkunastokilometrowy odcinek szerokiego ujścia Tagu,
aby wypłynąć na Atlantyk. Czy tak było na prawdę? Nie wiem. W mojej wyobraźni
tak.
Zwiedzanie Lizbony rozpoczęliśmy od
Belem, pięknej dzielnicy leżącej nad ujściem Tagu. Kiedyś stanowiła ubogie
przedmieścia miasta, jednak jej położenie było atutem i z czasem stała się dla
Lizbony bardzo ważnym punktem. Głównym tego powodem była cała historia wypraw
geograficznych oraz wybudowane w Belem budowle.
W POSZUKIWANIU MORZA MROKÓW I STREFY GORĄCA
Był sobie król... Nazywał
się MANUEL I ale ze względu na powodzenie różnych przedsięwzięć nadano mu
przydomek Szczęśliwy. Był człowiekiem bardzo obrotnym i wielkim patriotą. Co
prawda marzyła mu się władza nad całym Półwyspem Iberyjskim, w tym celu nawet
żenił się trzy razy, ale gdy mu się to nie udało, ustawił się raczej tyłem do
Europy i pozostawał z dala od europejskich konfliktów. Patrzył na zachód, albo
trochę na południe. Marzył o powiększeniu posiadłości i o bogactwach, które
podobno gdzieś tam są. Szczególnie kusiły go Indie wraz z ich bogactwem
przypraw. Indie były znane, udawało się tam dotrzeć droga lądową przez Egipt, a później przez Ocean dziś Indyjski, ale nie było to łatwe. Podróż była długa i
niebezpieczna. Portugalia do biednych królestw nie należała, więc Manuel
chętnie wspierał tych, co chcieli się przyczynić do budowania zamorskiej
potęgi.
W historii odkryć było wielu śmiałków, ale do najważniejszych należeli
choćby HENRYK ŻEGLARZ, BARTOLOMEO DIAZ czy VASCO DA GAMA. Diaz po wielu
nieudanych próbach dopłynął wreszcie do południowych wybrzeży Afryki, które
nazwano najpierw Przylądkiem Burz, a później przemianowano na Przylądek Dobrej
Nadziei. Aby choć trochę wczuć się w atmosferę owych wypraw i strach, jakiemu
ulegali biorący w nich udział ludzie, wystarczy poznać nazwy geograficzne
nadawane zdobywanym terenom – tak więc np. wokół przylądka Bajadar
umiejscowiono Mare Tenebrarum – Morze Mroków, nieopodal znalazła się Zona
Torrida – Strefa Gorąca.
Odkrycia Henryka Żeglarza i Bartolomeo Diaza
poszerzyły na tyle wiedzę o afrykańskim wybrzeżu, że marzenia o opłynięciu
Afryki stawały się coraz bardziej realne. Szczególnie , że z drugiej strony
przecierał szlaki niejaki PEDRO de COVILHAO. On z kolei najpierw dotarł do Indii
drogą lądowa przez Egipt, a stamtąd dotarł morzem do rzeki Fish River w
dzisiejszej RPA. Ach, gdyby się tylko udało teraz te trasy połączyć, morska
droga do Indii stanęłaby otworem. Manuel miał na oku jednego takiego
człowieka, który – jak mniemał – mógłby sprostać wyzwaniu, Nazywał się VASCO da GAMA i wsławił się już paroma rzeczami na morzu. Gama oczywiście nie odmówił, a
że pieniądze sypały się z królewskiej kiesy szczodrze, wyprawę zorganizowano
szybko.
8 lipca 1497r. Vasco da Gama udał się na modły do kaplicy stojącej
nieopodal brzegu Tagu. Kaplica ta zwana Capela de Sao Jeronimo założona została
przez poprzednika w morskich wyprawach – Henryka Żeglarza. Modlił się całą noc,
a o brzasku podążył w stronę brzegu i wsiadł na zakotwiczony tam statek.
Rozpoczęła się pierwsza wyprawa w stronę Indii. Armada składała się z czterech
statków – płynął więc Sao Gabriel, Sao Rafae – na kogoś trzeba było liczyć,
oraz Berrio i czwarty, nieznany z nazwy statek zaopatrzeniowy. Zaokrętowano 160 załogantów, ale nie było to łatwe – w tak nieznane ludzie wcale nie pchali się
drzwiami i oknami, trzeba było zatrudnić wielu skazańców, co sprawiło, że przy
pierwszych trudnościach nie obeszło się bez buntów. Do tego dołóżmy burze,
kłopoty z nawigacją, braki wody i żywności, szerzący się szkorbut...Nadto po
dotarciu do wschodnich wybrzeży Afryki okazało się, że handel przyprawami jest
tam już dobrze zorganizowany przez Arabów, a ci wcale nie zamierzają rezygnować
z dominacji i dzielić się zyskami. Tu okazało się, że Vasco da Gama jest nie
tylko doskonałym żeglarzem, ale równie dobrym negocjatorem, przedsiębiorcą i
cwaniakiem. Nie obyło się bez podstępów, ucieczek z towarem, forteli, w sumie
udało się nawet pozostawić w Indiach kilku Portugalczyków, którzy mieli
stanowić podwaliny pod przyszłą portugalską faktorię. Tak się nie stało, bo
kiedy portugalskie statki odpłynęły, obcy zostali szybko rozgromieni - naiwnością było sądzić, że taka kilkunastoosobowa grupa przetrwa na obcej,
nieprzyjaznej ziemi.
Vasco da Gama w otoczeniu lizbońskiej zieleni.
|
TORRE DE BELEM
Torre de Belem żegnała i witała wielkich żeglarzy i odkrywców. |
Kiedy przejeżdżaliśmy wiszącym mostem i
zbliżaliśmy się do Lizbony, dało się zauważyć dlaczego niektórzy nazywają
Lizbonę białym miastem. Faktycznie, jest wiele budynków, które szczególnie, gdy
zalane są ostrym słonecznym światłem, aż oślepiają bielą . Jednym z nich jest
stojąca dziś na brzegu, a kiedyś na środku rzeki, wieża Torre de Belem. Jest
jednym z najważniejszych symboli Lizbony. Wybudowana została w latach 1515 –
1520 za rządów Manuela Szczęśliwego. Król w okresie prosperity wiele pieniędzy
przeznaczał na budowle, które miały być oznaką wdzięczności dla Boga za
powodzenie w wyprawach geograficznych lub miały stać się symbolami Portugalii –
morskiej potęgi. Wieża wybudowana była w części jako bastion. Istniał w niej
dwupoziomowy – ewenement na owe czasy – skład broni, a w murach znajdowało się
17 otworów na armatnie lufy. Pozostałą część stanowiła właściwa wieża.
Wieża
Belem – zwana Betlejemską - budowana była wg projektu Francisco de
Arrudy. Pracował on nad portugalskimi fortyfikacjami w Maroku, zachwycał się
też architekturą Wenecji. Patrząc na Belem, można odnaleźć tam i wpływy
mauretańskie – kształt wież, oraz weneckie – loggie i arkadowe okna.
Wieża Betlejemska ma 35 m wysokości i
jest przykładem czystego stylu manuelińskiego – gotyku, w którym motywem
przewodnim zdobień jest tematyka morska, tak więc znaleźć tu można sfery
armilarne – pierwsze urządzenia nawigacyjne, zwinięte liny, węzły marynarskie,
kotwice itp. Najbardziej widoczna dekoracją jest figura Madonny z Dzieciątkiem
i kiścią winogron zwana romantyczną Matką Boską od Bezpiecznych Powrotów – czyż
nie pięknie?
Matka Boska od Bezpiecznych Powrotów |
Wieża
stanowiła także punkt orientacyjny dla wpływających z Atlantyku statków.
Po okresie wielkich wypraw geograficznych zaczęto wykorzystywać ją jako
więzienie. Broń Boże do takiego miejsca trafić – więźniowie przebywali w
piwnicach wieży, ale te były regularnie zatapiane przez wody przypływu, tak
więc okres kary można było dzielić na suchy i mokry. Wieża wygląda tak, jakby ją wydziergała na szydełku jakaś
portugalska seniora siedząca sobie w ciepły dzień na brzegu Tagu, jest
wspaniała i jedyna w swoim rodzaju.
ZIEMIA SIĘ TRZĘSIE
Lizbona rosłą w siłę, kwitła i bogaciła się.
ale bywało i z górki. 26 stycznia 1531 przyszło trzęsienie ziemi. Zjawiska
takie pojawiały się wcześniej, ale wtedy nie miało się jeszcze co niszczyć. Po
odbudowaniu tego, co się dało i po okresie względnego spokoju przyszło następne
trzęsienie – 1 listopada 1755 – tutaj dane są już dokładniejsze. Trzęsienie
zaczęło się o 9.40 i miało siłę 9 stopni w skali Richtera. Lizbona została
prawie całkowicie zniszczona, a wstrząsy były odczuwane nawet w Wenecji.
Trzęsienie wywołało także falę tsunami. Tam, dokąd nie dotarło niszczycielskie
morze, pojawiły się pożary. Zginęło około 90 000 ludzi, 85% zabudowy
zostało zniszczone, między innymi pałac królewski, a w nim księgozbiory, dzieła
sztuki i archiwa królewskie, nowo wybudowany gmach opery, kościoły, klasztory.
Zaginęły dzienniki podróży Vasco da Gammy i Krzysztofa Kolumba. Król, który
ocalał dzięki temu, że postanowił dzień Wszystkich Świętych spędzić w podlizbońskim wtedy Belem, popadł w tak
głęboką depresję, że do końca życia nie chciał już spać w murowanych
pomieszczeniach i mieszkał w luksusowych namiotach.
W odbudowie Lizbony zasłużył się MARKIZ POMBAL. Prócz wiedzy i umiejętności miał też trochę szczęścia. Król Jose I,
niezbyt lotny i obrotny, a w dodatku pozostający pod wpływem traumy po
trzęsieniu, mianował Pombala premierem. Ten poczuł się właściwą osobą na
właściwym miejscu i przez następne 27 lat sprawował twardą ręka władzę
absolutną. Zrobił wiele dobrego – zniósł niewolnictwo, wprowadził wiele
korzystnych zmian w organizacji armii oraz w polityce i gospodarce. Zasłynął odpowiedzią
na trudne pytanie zadane mu po trzęsieniu ziemi – „ I co teraz? „ – „ Teraz ?
Pogrzebiemy zmarłych i nakarmimy żywych!” Był też człowiekiem światowym, wiele
widział i potrafił docenić zmiany
architektoniczne, jakie zachodziły w miastach Europy XVIIIw., choćby w
Paryżu. Budując centralną dzielnicę miasta, Baixę, najpierw tworzył drewniane modele domów i kazał
wokół nich maszerować wojsku, aby sprawdzić ich odporność na trzęsienie ziemi.
Dzielnica charakteryzuje się szerokimi ulicami wykładanymi mozaikami,
przecinającymi się pod kątem prostym, projektowanymi z rozmachem placami – była
to nowość w stłoczonej Lizbonie pełnej pagórkowatych, krętych i wąskich
uliczek. Drugie zdanie, z którego zasłynął Pombal było odpowiedzią na pytanie
jednego z ministrów – „ Na co komu takie szerokie ulice?” –
„ Pewnego dnia
okażą się zbyt wąskie!” – przewidywał dalekowzroczny premier.
KLASZTOR HIERONIMITÓW
Teraz przed nami prawdziwa gratka
– jeśli tylko uda się nam przedrzeć przez biegnącą równolegle do Tagu szeroką
ulicę podwójnie nazwaną - w jedną stronę biegnie Avenida India, w drugą Avenida Brasilla (warto wiedzieć, że w Lizbonie bardzo wiele nazw
ulic, placów i zaułków nosi nazwy związane oczywiście z geograficznymi odkryciami) - to dotrzemy do
kolejnego białego, koronkowego cudu. Przed nami lśni w słońcu MOSTEIRO DOS JÉRONIMOS - KLASZTOR HIERONIMITÓW. Jest
niedziela, ruch mniejszy, więc jesteśmy po drugiej stronie ulicy. Niestety w
klasztornej katedrze trwa msza, więc musimy czekać.
A słońce przypieka i nie ma
się gdzie schować, dochodzi 13....oj....
Pisałam poprzednio, że Vasco da
Gama przed jedną z wypraw przez cała noc modlił się w Capela de Sao Jeronimo. Założył ją Henryk Żeglarz w podzięce za udane podróże, ale później okazała się zbyt mała,
zbyt uboga. Manuel I postanowił ją zburzyć, a na jej miejsce wybudować coś
bardziej okazałego, w dodatku w czysto portugalskim, a więc manuelińskim stylu.
Tak więc w 1502r. rozpoczęto budowę. Pochłaniała potężne pieniądze, trwała
bardzo długo, szczególnie ze względu na sposób dekorowania. Była podziękowaniem
za szczęśliwie zakończoną największą wyprawę da Gamy. Budowa zakończyła się w
1551 roku, nie wiadomo, czy wszystkie plany zostały zrealizowane, w każdym
razie następca Manuela I Szczęśliwego - jego syn Jan III powiedział – Dość! –
i zakręcił kurek z pieniędzmi.
O klasztorze Hieronimitów można powiedzieć, że to
najpiękniejsza w Portugalii budowla w stylu manuelińskim. Inne, jak np. klasztor w Batalha, przewyższają go
kunsztem i bogactwem zdobień, ale zabytek lizboński jest doskonale odnowiony i
zadbany. Kompleks składa się z kościoła, klasztoru i cudownego wirydarza
otoczonego galerią piętrowych krużganków.
STYL MANUELIŃSKI - KORONKOWA ROBOTA Z MARYNISTYCZNYM AKCENTEM
Kiedy już nasz wzrok przyzwyczai się
do blasku białych ścian odbijających się w ostrym słońcu od błękitu nieba,
kiedy już trochę ogarniemy całość, skupmy się na chwilę na szczegółach – oto
wszystkie kolumny, łuki , podpory obrosły kamiennymi wodorostami, wśród których
ukryte leżą muszle, meduzy, koralowce. Jakby dla wzmocnienia budowli wszystko
oplecione jest kamiennymi zwojami lin i
wplecionymi kotwicami, abyśmy zaś nie zboczyli z kursu kierują nami
sfery armilarne. Tajemniczo robi się wieczorem, gdy podniesiemy głowy, to na tle
ciemniejącego nieba pojawiają się morskie stwory i straszydła sterczące ze
ścian, jak te znane z gotyckich katedr maszkarony. To właśnie portugalski gotyk manueliński pełen odniesień do morza i morskich wypraw.
Zanim wejdziemy do
ciekawego wnętrza kościoła, zatrzymajmy się w głównym wejściu. Jest ono
dziełem hiszpańskiego architekta João de
Castilho. Łuk portalu jest gęsto ozdobiony rzeźbami, a najważniejszą, posadowioną
u szczytu jest kamienna postać Henryka Żeglarza. Portal jest tak głęboki i
wielowarstwowy, że może się kojarzyć prędzejz kaplicą, a nie z wejściem.
Subtelna, harmonijna ornamentyka wskazuje na zastosowanie modnego hiszpańskiego
stylu zwanego plateresco.
W kościele warto zwrócić uwagę na grobowce Króla Jana III i
jego żony Katarzyny Habsburskiej, króla Manuela i żony Marii Aragońskiej oraz Vasco da Gamy – na jego grobie umieszczono sferę
amilarną. Jest jeszcze jeden grobowiec - spoczywa w nim człowiek, który, jest tak ważny dla Portugalczyków, jak Adam Mickiewicz dla
nas – to poeta Luis de Cãmoes, który opisywał wielkie dokonania Portugalii w
dziedzinie odkryć geograficznych, między innymi w jednym z poematów opisał
podróż Vasco da Gamy do Indii.
Miłośnicy architektury w miejscu przecięcia nawy
głównej z poprzeczną powinni podnieść głowy i obejrzeć wsparte na wielokątnych
kolumnach sklepienie żebrowe, ciekawym elementem są też nawiązujące do okresu
odkryć tzw. „ Grobowce na słoniach”.
Świątynia jest też
nekropolią królewskiej dynastii Aviz. W identycznych sarkofagach, wspartych na
grzbietach miniaturowych słoni, spoczywa tam 5 królów, 7 królowych i 17 ich
dzieci. WIĘCEJ O DYNASTII AVIS I KLASZTORZE ALCOBACA TUTAJ
Jeżeli po zwiedzeniu
klasztoru, krużganków i kościoła macie jeszcze siły w nogach oraz zdolność
przyswajania, to na terenie kompleksu mieszczą się dwa muzea – Muzeum Morskie –
ciekawe poprzez mnogość eksponatów
wiązanych z podróżami odkrywczymi oraz Muzeum Archeologiczne – dla pasjonatów.
Komentarze
Prześlij komentarz