Przejdź do głównej zawartości

LIZBONA - BELEM MOCZY NOGI W TAGU

LIZBONA


Ta nazwa dźwięczy mi w głowie od dziecka, kiedy to z upodobaniem zasiadałam przy stole nad rozłożonym atlasem i podróżowałam przysłowiowym palcem po mapie. Jeszcze wtedy nie miałam poczucia, że życie ciężkie jest, ale wydawało mi się cudownym móc mieszkać w takim miejscu, gdzie siadając na plaży patrzeć można w dal, wyobrażać sobie wypływające galeony podążające w nieznany świat…ach! Lizbona była i pozostanie na mojej podróżniczej mapie miejscem szczególnie sentymentalnym. Nazywają ją różnie – miastem białym, ochrowym, ale dla mnie  jest jak najbardziej kolorowa. Sprawia wrażenie lekko byle jakiej, lekko brudnej, trochę strasznej – bo nie wiesz, co lub kto cię spotka za rogiem, szczególnie tam, gdzie kończą się turystyczne szlaki, a skończyć się mogą dość gwałtownie – czasem za rogiem jest już inny świat. Nie jest nadęta, nie walczy o miano naj pod każdym względem, rozgrzana słońcem wiedzie powolne życie, a ludzie wydają się tam  szczęśliwi. Czuje się, że jest autentyczna, że nic nie zrobiono tam na siłę, jest piękna urodą zmurszałych zakamarków, odpadających z murów płytek azulejos. Kiedy patrzysz na tubylców siedzących godzinami w kawiarniach, ciągnących w upale długie dysputy, popijających wino, kawę lub sok ze świeżych pomarańczy i słuchających fado, czujesz, że oto masz przed sobą szczęśliwych ludzi. Być może to wszystko złudzenie, ale nie zamierzam go weryfikować. 
Taką Lizbonę pamiętam z wyobrażeń i z autopsji i niech tak pozostanie…
Dojeżdżamy. Przed nami  wisi w powietrzu MOST 23 KWIETNIA, bardzo podobny do tego słynnego w San Francisco,  tak samo piękny. Grube liny przeplatają się między czerwonymi pylonami Wydaje się, że nie ma takiej możliwości, aby nie dyndał w powietrzu, ale nie, jest stabilnie na szczęście, bo mój mąż na pewno chciałby wysiąść, tylko jak tu uniknąć mostu skoro jest się na jego środku? Przed nami wspaniała panorama – kamienice, kościoły, domy rozsiadły się na wybrzeżu jak w amfiteatrze. Brzeg ujścia Tagu lub dalej w perspektywie brzeg oceanu to podstawa ich wspinaczki aż ku wspaniale błękitnemu niebu. A wszystko przetkane zielenią. Trzeba wiedzieć, że zieleń to nie byle jak, jest pamiątką po wielkich podróżach odkrywczych do dalekich lądów, skąd przywożono różne dobra, między innymi sadzonki egzotycznych roślin. Tak więc bez trudu wypatrzymy araukarie, eukaliptusy, jakarandy czy rozmaite gatunki palm.W zamglonej dali majaczy drugi, nowy wiszący most – tamten ma 16 km długości, ku radości męża prawdopodobnie do niego nie dotrzemy. Tymczasem mijamy migające przęsła mostu i naszym oczom ukazuje się kolejny obrazek znany z innej części świata. Na wzgórzu nad Tagiem wznosi się potężna postać Chrystusa – coś kieruje ludźmi, aby prześcigać się w budowaniu coraz większych jezusowych figur , co – nie wiem...
Chrystus wołający OBRIGADO i Most 25 Kwietnia witają wjeżdżających do Lizbony.
DLA CIEKAWSKICH
MOST VASCO DA GAMA 
Najdłuższy most w Europie, znajduje się na przedmieściach Lizbony u ujścia Tagu do Atlantyku. Ma długość 17,2km. Konstrukcja jest osadzona głęboko pod dnem , tak, aby wytrzymała powiewy wiatru do 250km/h. Imię otrzymał z okazji 500 rocznicy odkrycia przez Vasco da Gamę drogi morskiej do Indii. Oddano go do użytku 29 marca 1998r.z okazji odbywających się w Portugalii targów Expo’98.
MOST 25 KWIETNIA
   Jest kopią Golden Gate z San Francisco, jest jednak od niego dłuższy i utrzymuje miano najdłuższego wiszącego mostu w Europie. Łączy Lizbonę z jej południową dzielnicą Almada leżącą na południowym brzegu rzeki Tag. Nazwa upamiętnia wydarzenia z rewolucji 1974r. , po której obalono rządy dyktatora Salazara i przywrócono demokrację. Nieopodal wjazdu na most na wzniesieniu na brzegu Tagu stoi Christo Rei – figura Chrystusa Króla. Monument ma 110m wysokości , ustawiono go w 1959r.
Lisbon, Vasco da Gama Bridge
Most Vasco da Gama
TROCHĘ HISTORII
O Lizbonie mówi się, że podobnie jak Rzym, jest miastem zbudowanym na siedmiu wzgórzach – faktycznie nie wybierajcie się tam bez wygodnych butów, a i kondycja nożna, że się tak wyrażę, jest niezbędna. Ale patrząc na pofalowaną panoramę tego miasta, nasuwa mi się skojarzenie, że tak samo sinusoidalna jest historia Lizbony. W starożytnych źródłach pojawia się nazwa Olisipio – osada, która stanowi początek miasta. Zamieszkiwali ją Luzytanie  i – być może także – Fenicjanie. W VIII w. w południowo – zachodniej Europie pojawiają się Maurowie, którzy podporządkowują sobie miasto i nazywają je Lishubną. Arabom dobrze wiodło się na terenie Portugalii do 1147r. , kiedy to po tron sięgnął krzyżowiec Alfons I Zdobywca. Wraz z nim w zapomnienie odszedł islam, a w siłę zaczął rosnąć katolicyzm. W 1255r. król Alfons III przeniósł stolicę Portugalii z Coimbry do Lizbony, Wkrótce założono tam uniwersytet. Ale prawdziwy rozwój miasta nastąpił wraz z pierwszymi wyprawami geograficznymi i odkrywaniem nieznanego świata.
DZIELNICA BELEM 
ODKRYWCZE WYPRAWY GEOGRAFICZNE
  - Manuelu, pospieszmy się, na pewno wszyscy już na nas czekają! - ponaglała króla Manuela Szczęśliwego jego trzecia żona, Eleonora Austriacka. Para królewska wraz z najważniejszymi dostojnikami dworu wsiadła do powozów zaprzężonych w szóstki czarnych, przybranych żółto – czerwonym wstęgami koni, a woźnice pognali po lizbońskim bruku w stronę Torre De Belem. Na nabrzeżu zgromadzili się dostojnicy kościelni, wojskowi, kupcy, uczeni oraz wszelka gawiedź ciekawa kolejnego wielkiego wydarzenia. Na rzece między nabrzeżem, a błyszczącą w słońcu biała wieżą stały zakotwiczone karawele. Lada chwila trzecia wyprawa do Indii pod kierunkiem Vasco da Gamy miała wyruszyć w drogę. Było głośno, jedni modlili się, inni śpiewali, cała reszta głośno rozmawiała w ekscytacji, bo  było raczej   pewne, że wielu z tych , którzy teraz  sprawdzają żagle i liny oraz porządkują ostatnie zapasy żywności i wody pewnie po raz ostatni widzi skąpaną w słońcu Lizbonę. Nagle ucichło, był to znak , że królewski orszak zajechał na nabrzeże. Król wraz z  biskupem weszli na wybudowany specjalnie w tym celu pomost. Biskup uniósł z trudem wielki, złoty, wysadzany szlachetnymi kamieniami krucyfiks. Ciszę przerwał gromki głos Manuela – „ Płyńcie na chwałę Portugalii, a dobre wiatry niech was nie opuszczają. Niech wasz trud przyniesie  wam chwałę, a kraj nasz wzbogaci i uczyni silnym. Modlimy się za was i czekamy na wasz szczęśliwy powrót”. Rozległy się krzyki i brawa, ale hałas ten był niczym wobec huku, jaki sprawiły wystrzały z okrętowych armat. Gdy opadł dym i kurz, oczom zebranych ukazały się statki z podniesionymi żaglami, na mostku kapitańskim pierwszego z nich stał Vasco da Gama i serdecznie pozdrawiał zebranych. Statki ruszyły powoli pokonując kilkunastokilometrowy odcinek szerokiego ujścia Tagu, aby wypłynąć na Atlantyk. Czy tak było na prawdę? Nie wiem. W mojej wyobraźni tak.
Zwiedzanie Lizbony rozpoczęliśmy od Belem, pięknej dzielnicy leżącej nad ujściem Tagu. Kiedyś stanowiła ubogie przedmieścia miasta, jednak jej położenie było atutem i z czasem stała się dla Lizbony bardzo ważnym punktem. Głównym tego powodem była cała historia wypraw geograficznych oraz wybudowane w Belem budowle.
W POSZUKIWANIU MORZA MROKÓW I STREFY GORĄCA
Był sobie król... Nazywał się MANUEL I ale ze względu na powodzenie różnych przedsięwzięć nadano mu przydomek Szczęśliwy. Był człowiekiem bardzo obrotnym i wielkim patriotą. Co prawda marzyła mu się władza nad całym Półwyspem Iberyjskim, w tym celu nawet żenił się trzy razy, ale gdy mu się to nie udało, ustawił się raczej tyłem do Europy i pozostawał z dala od europejskich konfliktów. Patrzył na zachód, albo trochę na południe. Marzył o powiększeniu posiadłości i o bogactwach, które podobno gdzieś tam są. Szczególnie kusiły go Indie wraz z ich bogactwem przypraw. Indie były znane, udawało się tam dotrzeć droga lądową przez Egipt, a później przez Ocean dziś Indyjski, ale nie było to łatwe. Podróż była długa i niebezpieczna. Portugalia do biednych królestw nie należała, więc Manuel chętnie wspierał tych, co chcieli się przyczynić do budowania zamorskiej potęgi. 
W historii odkryć było wielu śmiałków, ale do najważniejszych należeli choćby HENRYK ŻEGLARZ, BARTOLOMEO DIAZ czy VASCO DA GAMA. Diaz po wielu nieudanych próbach dopłynął wreszcie do południowych wybrzeży Afryki, które nazwano najpierw Przylądkiem Burz, a później przemianowano na Przylądek Dobrej Nadziei. Aby choć trochę wczuć się w atmosferę owych wypraw i strach, jakiemu ulegali biorący w nich udział ludzie, wystarczy poznać nazwy geograficzne nadawane zdobywanym terenom – tak więc np. wokół przylądka Bajadar umiejscowiono Mare Tenebrarum – Morze Mroków, nieopodal znalazła się Zona Torrida – Strefa Gorąca
Odkrycia Henryka Żeglarza i Bartolomeo Diaza poszerzyły na tyle wiedzę o afrykańskim wybrzeżu, że marzenia o opłynięciu Afryki stawały się coraz bardziej realne. Szczególnie , że z drugiej strony przecierał szlaki niejaki PEDRO de COVILHAO. On z kolei najpierw dotarł do Indii drogą lądowa przez Egipt, a stamtąd dotarł morzem do rzeki Fish River w dzisiejszej RPA. Ach, gdyby się tylko udało teraz te trasy połączyć, morska droga do Indii stanęłaby otworem. Manuel miał na oku jednego takiego człowieka, który – jak mniemał – mógłby sprostać wyzwaniu, Nazywał się VASCO da GAMA i wsławił się już paroma rzeczami na morzu. Gama oczywiście nie odmówił, a że pieniądze sypały się z królewskiej kiesy szczodrze, wyprawę zorganizowano szybko. 
8 lipca 1497r. Vasco da Gama udał się na modły do kaplicy stojącej nieopodal brzegu Tagu. Kaplica ta zwana Capela de Sao Jeronimo założona została przez poprzednika w morskich wyprawach – Henryka Żeglarza. Modlił się całą noc, a o brzasku podążył w stronę brzegu i wsiadł na zakotwiczony tam statek. Rozpoczęła się pierwsza wyprawa w stronę Indii. Armada składała się z czterech statków – płynął więc Sao Gabriel, Sao Rafae – na kogoś trzeba było liczyć, oraz Berrio i czwarty, nieznany z nazwy statek zaopatrzeniowy. Zaokrętowano 160 załogantów, ale nie było to łatwe – w tak nieznane ludzie wcale nie pchali się drzwiami i oknami, trzeba było zatrudnić wielu skazańców, co sprawiło, że przy pierwszych trudnościach nie obeszło się bez buntów. Do tego dołóżmy burze, kłopoty z nawigacją, braki wody i żywności, szerzący się szkorbut...Nadto po dotarciu do wschodnich wybrzeży Afryki okazało się, że handel przyprawami jest tam już dobrze zorganizowany przez Arabów, a ci wcale nie zamierzają rezygnować z dominacji i dzielić się zyskami. Tu okazało się, że Vasco da Gama jest nie tylko doskonałym żeglarzem, ale równie dobrym negocjatorem, przedsiębiorcą i cwaniakiem. Nie obyło się bez podstępów, ucieczek z towarem, forteli, w sumie udało się nawet pozostawić w Indiach kilku Portugalczyków, którzy mieli stanowić podwaliny pod przyszłą portugalską faktorię. Tak się nie stało, bo kiedy portugalskie statki odpłynęły, obcy zostali szybko rozgromieni - naiwnością było sądzić, że taka kilkunastoosobowa grupa przetrwa na obcej, nieprzyjaznej ziemi. 
Vasco da Gama w otoczeniu lizbońskiej zieleni.
Droga powrotna również nie była łatwa – we wrześniu 1499r. do Portugalii wróciło tylko 55 członków załogi, w większości chorych i ledwo żywych, ale wyprawa osiągnęła cel - Indie stały się dostępne. Nadzieja na przyszłe zyski sprawiła, że Manuel szczodrze wspierał plany kolejnej wyprawy. Jako że jasnym było, że Arabowie nie będą chcieli pozbyć się swych zysków drogą pokojową, przygotowano armadę składającą się z 20 statków. Wyruszyła ona w drogę 12 lutego 1502r. Załogę stanowiło tym razem wyszkolone wojsko, więc Gama podbijał kolejne porty, siłą zdobywał pozwolenia na handel. Stanowił takie zagrożenie dla przyzwyczajonych do spokoju Arabów, że za odstąpienie od wojny dostawał , co chciał. Po powrocie do domu król był tak zadowolony z łupów oraz przywiezionych towarów, że Gama został wynagrodzony ziemiami należącymi do królewskiej rodziny Braganza. Trzecia, kolejna wyprawa , nie była już dla Vasco szczęśliwa – zmarł i został pochowany w pierwszym indyjskim kościele katolickim, a później przewieziono go do ukochanej Ojczyzny.
TORRE DE BELEM   
Lisbon, Torre de Belem
Torre de Belem żegnała i witała wielkich żeglarzy i odkrywców.
Kiedy przejeżdżaliśmy wiszącym mostem i zbliżaliśmy się do Lizbony, dało się zauważyć dlaczego niektórzy nazywają Lizbonę białym miastem. Faktycznie, jest wiele budynków, które szczególnie, gdy zalane są ostrym słonecznym światłem, aż oślepiają bielą . Jednym z nich jest stojąca dziś na brzegu, a kiedyś na środku rzeki, wieża Torre de Belem. Jest jednym z najważniejszych symboli Lizbony. Wybudowana została w latach 1515 – 1520 za rządów Manuela Szczęśliwego. Król w okresie prosperity wiele pieniędzy przeznaczał na budowle, które miały być oznaką wdzięczności dla Boga za powodzenie w wyprawach geograficznych lub miały stać się symbolami Portugalii – morskiej potęgi. Wieża wybudowana była w części jako bastion. Istniał w niej dwupoziomowy – ewenement na owe czasy – skład broni, a w murach znajdowało się 17 otworów na armatnie lufy. Pozostałą część stanowiła właściwa wieża.                                                                                                
Wieża Belem – zwana Betlejemską  - budowana była wg projektu Francisco de Arrudy. Pracował on nad portugalskimi fortyfikacjami w Maroku, zachwycał się też architekturą Wenecji. Patrząc na Belem, można odnaleźć tam i wpływy mauretańskie – kształt wież, oraz weneckie – loggie i arkadowe okna. Wieża Betlejemska  ma 35 m wysokości i jest przykładem czystego stylu manuelińskiego – gotyku, w którym motywem przewodnim zdobień jest tematyka morska, tak więc znaleźć tu można sfery armilarne – pierwsze urządzenia nawigacyjne, zwinięte liny, węzły marynarskie, kotwice itp. Najbardziej widoczna dekoracją jest figura Madonny z Dzieciątkiem i kiścią winogron zwana romantyczną Matką Boską od Bezpiecznych Powrotów – czyż nie pięknie?                                         
Matka Boska od Bezpiecznych Powrotów
Wieża stanowiła także punkt orientacyjny dla wpływających z Atlantyku statków. Po okresie wielkich wypraw geograficznych zaczęto wykorzystywać ją jako więzienie. Broń Boże do takiego miejsca trafić – więźniowie przebywali w piwnicach wieży, ale te były regularnie zatapiane przez wody przypływu, tak więc okres kary można było dzielić na suchy i mokry. Wieża wygląda  tak, jakby ją wydziergała na szydełku jakaś portugalska seniora siedząca sobie w ciepły dzień na brzegu Tagu, jest wspaniała i jedyna w swoim rodzaju.
ZIEMIA SIĘ TRZĘSIE
Lizbona rosłą w siłę, kwitła i bogaciła się. ale bywało i z górki. 26 stycznia 1531 przyszło trzęsienie ziemi. Zjawiska takie pojawiały się wcześniej, ale wtedy nie miało się jeszcze co niszczyć. Po odbudowaniu tego, co się dało i po okresie względnego spokoju przyszło następne trzęsienie – 1 listopada 1755 – tutaj dane są już dokładniejsze. Trzęsienie zaczęło się o 9.40 i miało siłę 9 stopni w skali Richtera. Lizbona została prawie całkowicie zniszczona, a wstrząsy były odczuwane nawet w Wenecji. Trzęsienie wywołało także falę tsunami. Tam, dokąd nie dotarło niszczycielskie morze, pojawiły się pożary. Zginęło około 90 000 ludzi, 85% zabudowy zostało zniszczone, między innymi pałac królewski, a w nim księgozbiory, dzieła sztuki i archiwa królewskie, nowo wybudowany gmach opery, kościoły, klasztory. Zaginęły dzienniki podróży Vasco da Gammy i Krzysztofa Kolumba. Król, który ocalał dzięki temu, że postanowił dzień Wszystkich Świętych spędzić  w podlizbońskim wtedy Belem, popadł w tak głęboką depresję, że do końca życia nie chciał już spać w murowanych pomieszczeniach i mieszkał w luksusowych namiotach.
W odbudowie Lizbony zasłużył się MARKIZ POMBAL. Prócz wiedzy i umiejętności miał też trochę szczęścia. Król Jose I, niezbyt lotny i obrotny, a w dodatku pozostający pod wpływem traumy po trzęsieniu, mianował Pombala premierem. Ten poczuł się właściwą osobą na właściwym miejscu i przez następne 27 lat sprawował twardą ręka władzę absolutną. Zrobił wiele dobrego – zniósł niewolnictwo, wprowadził wiele korzystnych zmian w organizacji armii oraz w polityce i gospodarce. Zasłynął odpowiedzią na trudne pytanie zadane mu po trzęsieniu ziemi – „ I co teraz? „ – „ Teraz ? Pogrzebiemy zmarłych i nakarmimy żywych!” Był też człowiekiem światowym, wiele widział  i potrafił docenić zmiany architektoniczne, jakie zachodziły w miastach Europy XVIIIw., choćby w Paryżu. Budując centralną dzielnicę miasta, Baixę,  najpierw tworzył drewniane modele domów i kazał wokół nich maszerować wojsku, aby sprawdzić ich odporność na trzęsienie ziemi. Dzielnica charakteryzuje się szerokimi ulicami wykładanymi mozaikami, przecinającymi się pod kątem prostym, projektowanymi z rozmachem placami – była to nowość w stłoczonej Lizbonie pełnej pagórkowatych, krętych i wąskich uliczek. Drugie zdanie, z którego zasłynął Pombal było odpowiedzią na pytanie jednego z ministrów – „ Na co komu takie szerokie ulice?” – 
„ Pewnego dnia okażą się zbyt wąskie!” – przewidywał dalekowzroczny premier.
  PADRÃO DOS DESCOBRIMENTOS - POMNIK ODKRYWCÓW
Po największym trzęsieniu z 1755r. najwięcej ocalało  w BELEM – dziś przepięknej dzielnicy położonej nad ujściem Tagu. Na samym brzegu stoi wspominana już biała wieża, po wybudowaniu stała na środku rzeki, ale na skutek trzęsienia przesunęła się na prawy brzeg.  Spacerując nabrzeżem wśród tłumów ludzi przemieszczających się we wszystkich kierunkach doszliśmy do kolejnego symbolu Lizbony, który zadomowił się nad Tagiem – do Pomnika Odkrywców - Padrão dos Descobrimentos. To już dzieło nowe, choć powstałe z powodu podobnego , co i wieża Belem. Konstrukcja została wzniesiona w 1960 r. w 500– letnią rocznicę wyprawy Henryka Żeglarza. Betonowa biała karawela wyrywa się w morze, a na czele załogi stoi Henryk Żeglarz w pięknym kapeluszu z olbrzymim rondem, trzyma model żaglowca i zwiniętą mapę,  a za nim Vasco da Gama, Ferdynand Magellan i cała rzesza mniej znanych z nazwiska kartografów, astronomów, misjonarzy i żeglarzy,  których ciągnęły nieznane lądy, przygoda i ciekawość świata. Z białego pomnika spoglądają tęsknym wzrokiem w dal, wystarczy na nich popatrzeć, aby samemu poczuć od razu , że też by się tak chciało, gdyby jeszcze było co odkrywać, oczywiście. Obok pomnika na chodniku znajduje się ułożona z kolorowego marmuru mapa pokazująca trasy morskich odkrywczych podróży, a obok duży model strefy armilarnej. Wewnątrz pomnika znajduje się wystawa poświęcona historii Lizbony.
KLASZTOR HIERONIMITÓW  
Teraz przed nami prawdziwa gratka – jeśli tylko uda się nam przedrzeć przez biegnącą równolegle do Tagu szeroką ulicę podwójnie nazwaną - w jedną stronę biegnie Avenida India, w drugą Avenida Brasilla (warto wiedzieć, że w Lizbonie bardzo wiele nazw ulic, placów i zaułków nosi nazwy związane oczywiście  z geograficznymi odkryciami) - to dotrzemy do kolejnego białego, koronkowego cudu. Przed nami lśni w słońcu MOSTEIRO DOS JÉRONIMOS - KLASZTOR HIERONIMITÓW. Jest niedziela, ruch mniejszy, więc jesteśmy po drugiej stronie ulicy. Niestety w klasztornej katedrze trwa msza, więc musimy czekać. 
A słońce przypieka i nie ma się gdzie schować, dochodzi 13....oj....
Portugal, Lisbon
Pisałam poprzednio, że Vasco da Gama przed jedną z wypraw przez cała noc modlił się w Capela de Sao Jeronimo. Założył ją Henryk Żeglarz w podzięce za udane podróże, ale później okazała się zbyt mała, zbyt uboga. Manuel I postanowił ją zburzyć, a na jej miejsce wybudować coś bardziej okazałego, w dodatku w czysto portugalskim, a więc manuelińskim stylu. Tak więc w 1502r. rozpoczęto budowę. Pochłaniała potężne pieniądze, trwała bardzo długo, szczególnie ze względu na sposób dekorowania. Była podziękowaniem za szczęśliwie zakończoną największą wyprawę da Gamy. Budowa zakończyła się w 1551 roku, nie wiadomo, czy wszystkie plany zostały zrealizowane, w każdym razie następca Manuela I Szczęśliwego - jego syn Jan III powiedział – Dość! – i zakręcił kurek z pieniędzmi.
O klasztorze Hieronimitów można powiedzieć, że to najpiękniejsza w Portugalii budowla w stylu manuelińskim. Inne, jak  np. klasztor w Batalha, przewyższają go kunsztem i bogactwem zdobień, ale zabytek lizboński jest doskonale odnowiony i zadbany. Kompleks składa się z kościoła, klasztoru i cudownego wirydarza otoczonego galerią piętrowych krużganków.  
STYL MANUELIŃSKI - KORONKOWA ROBOTA Z MARYNISTYCZNYM AKCENTEM
Kiedy już nasz wzrok przyzwyczai się do blasku białych ścian odbijających się w ostrym słońcu od błękitu nieba, kiedy już trochę ogarniemy całość, skupmy się na chwilę na szczegółach – oto wszystkie kolumny, łuki , podpory obrosły kamiennymi wodorostami, wśród których ukryte leżą muszle, meduzy, koralowce. Jakby dla wzmocnienia budowli wszystko oplecione jest kamiennymi zwojami lin i  wplecionymi kotwicami, abyśmy zaś nie zboczyli z kursu kierują nami sfery armilarne. Tajemniczo robi się wieczorem, gdy podniesiemy głowy, to na tle ciemniejącego nieba pojawiają się morskie stwory i straszydła sterczące ze ścian, jak te znane z gotyckich katedr maszkarony. To właśnie portugalski gotyk manueliński pełen odniesień do morza i morskich wypraw.
Portugal, Lisbon
Krużganki Klasztoru Hieronimitów
Portugal, Lisbon
Zanim wejdziemy do ciekawego wnętrza kościoła, zatrzymajmy się w głównym wejściu. Jest ono dziełem  hiszpańskiego architekta João de Castilho. Łuk portalu jest gęsto ozdobiony rzeźbami, a najważniejszą, posadowioną u szczytu jest kamienna postać Henryka Żeglarza. Portal jest tak głęboki i wielowarstwowy, że może się kojarzyć prędzejz kaplicą, a nie z wejściem. Subtelna, harmonijna ornamentyka wskazuje na zastosowanie modnego hiszpańskiego stylu zwanego plateresco.
W kościele warto zwrócić uwagę na grobowce Króla Jana III i jego żony Katarzyny Habsburskiej, króla Manuela i żony Marii Aragońskiej oraz Vasco da Gamy – na jego grobie umieszczono sferę amilarną. Jest jeszcze jeden  grobowiec - spoczywa w nim człowiek, który, jest tak ważny dla Portugalczyków, jak Adam Mickiewicz dla nas – to poeta Luis de Cãmoes, który opisywał wielkie dokonania Portugalii w dziedzinie odkryć geograficznych, między innymi w jednym z poematów opisał podróż Vasco da Gamy do Indii.
Portugal, Lisbon,
Grobowiec Luisa de Camoesa

Kolumny podobne do pni palmowych.

          
Miłośnicy architektury w miejscu przecięcia nawy głównej z poprzeczną powinni podnieść głowy i obejrzeć wsparte na wielokątnych kolumnach sklepienie żebrowe, ciekawym elementem są też nawiązujące do okresu odkryć  tzw. „ Grobowce na słoniach”. Świątynia jest też nekropolią królewskiej dynastii Aviz. W identycznych sarkofagach, wspartych na grzbietach miniaturowych słoni, spoczywa tam 5 królów, 7 królowych i 17 ich dzieci. WIĘCEJ O DYNASTII AVIS I KLASZTORZE ALCOBACA TUTAJ
Jeżeli po zwiedzeniu klasztoru, krużganków i kościoła macie jeszcze siły w nogach oraz zdolność przyswajania, to na terenie kompleksu mieszczą się dwa muzea – Muzeum Morskie – ciekawe poprzez  mnogość eksponatów wiązanych z podróżami odkrywczymi oraz Muzeum Archeologiczne – dla pasjonatów. 








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CASABLANCA - MECZET HASSANA II

    Casablanca to po wielokroć marokańskie naj...- największe miasto Maroka, największe miasto Maghrebu, największy port ( jeden z największych na świecie sztucznych portów - drugi po marokańskim Tangerze), centrum gospodarcze i finansowe, jedno z największych miast Afryki. Casablanca rozwinęła się bardzo szybko -  w XIXw. w najgorszym czasie dla miasta starą medynę zamieszkiwało podobno około 600 osób. Potem pod protektoratem Francji nastąpił  boom, cywilizacyjne salto. Dziś Casablanca ma 4 miliony policzonych mieszkańców. Dokładna liczba jest niemożliwa do ustalenia ze względu na olbrzymią ilość bezdomnych i mieszkańców slamsów.   Ale mimo tych naj...najszybsze  i najczęstsze skojarzenie to film " Casablanca", który  z miastem prócz nazwy nie miał nic wspólnego. Nie było tu ani portowej knajpy "U Ricka", nie było Humphreya Bogarta ani Ingrid Bergman. Oto siła kinematografii... Rick's Cafe jednak jest - skoro tylu turystów i miłośników filmu szukało kulto

SEWILLA cz.I. W SREBRZE I ZŁOCIE

TROCHĘ HISTORII Sewilla – stolica Andaluzji położona nad rzeką Guadalquivir, co z arabskiego znaczy "rzeka wielka". Wraz z Kordobą często nazywana jest patelnią Hiszpanii, gdyż latem nie rzadkie są temperatury przekraczające 50st.C.  Mimo, że miasto położone jest ponad 100km od morza, żeglowna rzeka sprawiła, że Sewilla była przez wieki ważnym portem. Stan ten trwał aż do XVIIw. Stopniowe zamulanie  i zwiększający się tonaż statków zatrzymały żeglowność rzeki. Pierwsza osada fenicka istniała tu już około 1000r.pn.e. Sewilla miała wielkie znaczenie  w czasach rzymskich. Dziś na przedmieściach istnieją ruiny miasta Italika, które było stolicą jednej ze starorzymskich prowincji – Betycji. Jest to najlepiej zachowana ruina rzymska na terenie Hiszpanii. Stad pochodzili cesarze Trajan i Hadrian. Po upadku cesarstwa miasto trafiło w ręce Wizygotów i powoli traciło swe znaczenie i pozycję.  W 712r. z rąk Wizygotów przejęli ją Maurowie , którzy na centrum kalifatu wybrali dużo

ANTALYA - POD KOLOROWĄ PARASOLKĄ

Wielkie miasto, prawie milion mieszkańców i bliżej nieokreślona ilość turystów.  W mieście właściwie nie ma plaż, za to jest tłok na głównym deptaku. To nie zachęca do wizyty tutaj,  a już na pewno do spędzania wakacji, choć są tacy, którzy się na to decydują.  Ale na pewno warto tu przyjechać w odwiedziny, bo miasto jest piękne i bardzo ciekawe. Łatwo tu dotrzeć z okolicy, bo to przecież główne miasto regionu. W samym mieście też nie ma żadnego problemu z przemieszczaniem się - z wielkiego, czytelnego dworca autobusowego prosta droga do linii tramwajowej prowadzi aż do centrum pod mury obronne starówki, gdzie przecina się z drugą, którą można dotrzeć do wszystkich atrakcji. Można zresztą do nich bez większych problemów dojść pieszo. TROCHĘ HISTORII Najpierw istniało tu miasto Attalia założone około 150r.p.n.e. przez Attalosa - króla Pergamonu. Odkryto też ślady wskazujące na istnienie wcześniejszych śladów ludzkich osad. Attalos przed śmiercią zapisał miasto w testamencie