Malaga jest dziewczyną, bardzo piękna i nad wyraz elegancką.
Katedra - "La Manquita" - "Jednoręka" - ONA
Alcazaba - mauretańska twierdza - ONA
Mirador Princess - młyńskie koło - ONA
Malagueta - plaża - ONA
La Farola - latarnia morska - jedyna w kraju nosi żeńskie imię - ONA
Do tego dodajmy eleganckie, zadbane ulice, kamienice budowane według obowiązujących mód, dbałość o szczegóły, artystyczne akcenty na każdym kroku, błysk zaczynający się już pod stopami - marmurowe chodniki no i w końcu najlepsze sklepy zapraszające na zakupy. Bez wątpienia - Malaga musi być dziewczyną.
Historia miasta w skrócie jest taka sama, jak większości miast w Andaluzji - najpierw Rzymianie, potem Maurowie, na końcu chrześcijanie. Jednak Malaga naprawdę się wyróżnia. Tu nie ma wąskich uliczek starego miasta, zaułków, zaniedbanych małych domków. Wszystko ma klasę i styl. Zupełnie jakby od wieków mieszkali tu tylko bogaci ludzie kierujący się dobrym smakiem i wyczuciem stylu.
Malaga współcześnie jak najbardziej dorównuje starym wzorcom. Tak pięknych, zadbanych parków, skwerów pełnych tropikalnej roślinności nie widziałam nigdzie w Andaluzji - wszak trochę tu gorąco i rzadko pada...Masz wrażenie, że jesteś w ogrodzie botanicznym, a to zwykły pas zieleni biegnący sobie wzdłuż drogi...Ci, którzy nie zamierzają zwiedzać muzeów, nowoczesną architekturę i sztukę spotkają na każdym kroku. Spacer po mieście to prawdziwa przyjemność.
Dobrym miejscem na rozpoczęcie wędrówki jest taras widokowy na wzgórzu Gibralfaro. Roztacza się stąd widok na całą nadmorską część miasta - port i promenadę.
Można też z góry zajrzeć na arenę, na której odbywają się próby lub przedstawienia corridy.Muszę coś napisać poza tematem....
Kiedyś usłyszałam, że w Katalonii zakazano organizowania korridy. Przyjęłam tę decyzję z zadowoleniem i jedną myślą - "nareszcie!". Wydawało mi się, że inne prowincje równie szybko wprowadzą nowe prawo u siebie...Nic z tych rzeczy. Mimo kilku hiszpańskich turystycznych "epizodów", nigdy nie zdecydowałam się na udział w tym "przedstawieniu". Właściwie to długo byłam przekonana, że dzisiejsze corridy są atrakcją turystyczną, na których nic złego nie dzieje się ani człowiekowi, ani zwierzętom. W czasie ostatniego pobytu w Andaluzji "otworzyłam oczy"! Walka na arenie toczy się bezwzględnie do "ostatniej" kropli krwi - i nie zawsze ginie byk. Zdarzają się też - wcale nierzadkie - poważne wypadki i śmierć toreros. Nie mogę tego zrozumieć. Po co chodzą tam turyści, którzy nie mają nic wspólnego z tą tradycją? Po co opowieści, że to przedstawienie prowadzone wg ściśle określonych reguł? Co to zmienia? Na walki wciąż przychodzi bardzo wielu tutejszych - przecież tak naprawdę tylko oni znają dokładnie wszystkie zasady i następujące po sobie kolejne odsłony akcji i tylko oni wiedzą, kiedy w euforii krzyczeć " Olle!". Tu w Andaluzji jeszcze długo pod tym względem nic się nie zmieni, wszak corrida ma tu swą kolebkę. Choć pojawiają się i przeciwnicy. Budynki aren są coraz częściej oblewane chlustami czerwonej farby, ale te ślady sprzeciwu szybko się zamalowuje. Na jednym z plakatów na ścianie areny w Maladze wyczytałam, że bilety dla "ninos" poniżej 10 lat kosztują tylko 5 euro. Ci, którzy nasiąkają tą tradycją od najmłodszych lat, są potem jej wielkimi orędownikami....
Na szczycie wzgórza Gibralfaro wznosi się zamek o tej samej nazwie. Podobno jego najstarsze fragmenty pamiętają Fenicjan, którzy osiedli tu około 3 tysiące lat temu. Potem przyszli Rzymianie, trochę po nich Maurowie. Pamiątki po nich tkwią obok siebie w centrum miasta. Niżej w połowie XX wieku odkryto pozostałości rzymskiego amfiteatru, ponad nimi pną się po wzgórzu mury całkiem dobrze zachowanej arabskiej twierdzy.
Alcazaba do XVw., a więc do czasu rekonkwisty, pełniła funkcje mieszkalne i obronne dla arabskich władców. Potem powoli zaczęła popadać w ruinę. Jej malownicze fragmenty widać z różnych miejsc.
"La Manquita" - "Jednoręka" . Tak z czułością nazywa się Santa Iglesia Catedral Basilica de la Encarnacion, krótko mówiąc Katedrę Wcielenia. Jest największą budowlą w mieście i taką pozostanie, gdyż w Maladze obowiązuje prawo zakazujące wznoszenia budynków większych od katedry. Faktycznie jest potężna, jej wielkość też świadczy o zamożności miasta. Chociaż tu akurat fundatorzy się przeliczyli, bo pieniędzy nie starczyło na ukończenie drugiej wieży. Taki stan już pozostał, a o katedrze przyjęło się mówić "Jednoręka". Budowę rozpoczęto w XVIw. oczywiście na ruinach meczetu, który pewnie postawiono na runach jakiejś rzymskiej świątyni. Taka kolej rzeczy...Nieobecni nie mają głosu. Budowa trwała długo, prawie 200 lat, tak więc renesansowy styl nawiązuje miejscami do minionego gotyku i późniejszego baroku.
Wielkość Katedry tym bardziej rzuca się w oczy, że otaczają ją stosunkowo wąskie uliczki, a plac przed nią jest niewielki i dodatkowo szczelnie wypełniony kawiarnianymi stolikami. Żeby na zdjęciu objąć całą budowlę, trzeba się cofać i cofać, aż wreszcie ma się za plecami ścianę, a Katedra dalej nie mieści się w obiektywie...A fotografowana jest często. Stanowi piękny obrazek w dzień, ale szczególną uroda błyszczy w nocy.
Calle Larios jest główną ulicą miasta. Powstała w 1891r. Budowę sfinansowała rodzina Larios. Jej przedstawiciel zajął miejsce na pomniku u początku ulicy. Kiedyś konnymi powozami i w automobilach przyjeżdżały tu największe elegantki, dziś można tu tylko spacerować. Ale najlepsze sklepy i najbogatsze kamienice pozostały. Dla wygody pieszych latem ulica nakryta jest tekstylnym dachem, który daje upragniony cień. Tu odbywają się wszystkie miejskie fiesty i imprezy.
Ulica kończy się rozległym Placa de la Constitucion. Kiedyś, gdy nie było jeszcze konstytucji, miejsce nazywało się Placem Czterech Ulic - bardzo zwyczajnie, bo tu spotykają się cztery główne ulice starego miasta.
Panowie na Placa de la Constitucion szykują się na nocna zmianę. |
Hiszpański zwyczaj strojenia świętych figur. Ciekawe - czy turyści wyznający inne wiary lub przybywający z odległych zakątków myślą czasem, że chrześcijanie modlą się do lalek? |
Uliczne kapliczki - obrazy wykonane z płytek azulejos. |
Jeden z bardziej znanych placów - Plaza de la Merced - związany jest z wielkim obywatelem Malagi - tu urodził się Pablo Picasso. Dziś siedzi sobie na ławeczce pod swoim domem - to ten z zielonymi okiennicami. Nie ma spokoju, bo ciągle ktoś się do niego przytula, albo siada mu na kolanach...A on, starszy już pan, chciałby mieć spokój w cieniu fioletowo kwitnących jakarand.
Jedna z najbardziej popularnych restauracji - El Pimpi. Od lat przychodzą tu wszyscy znani plus sznurek turystów, który przemyka robiąc zdjęcia - restauracja jest "przechodnia", można wejść z jednej strony, wyjść z drugiej i udawać na przykład, że szuka się miejsca. Obsługa nie wygania, w końcu to też rodzaj reklamy. Na ścianach wisi wiele zdjęć prezentujących wielce znakomitych gości ze świata polityki, sztuki, sportu. "El pimpi" - tak w porcie wołano na mężczyzn, którzy oczekiwali na przybycie statku i oferowali swe usługi przy transporcie bagażu do domów czy hoteli.
Rzeźba wzorowana na słynnym gołąbku pokoju Picassa. |
Druga, piękna część miasta, leży nad morzem. Najpierw nowoczesna promenada prowadzi nas wzdłuż portu. Z jednej strony błękit morza, z drugiej ściana zieleni miejskiego parku. A promenada nakryta intrygującą konstrukcją architektoniczną. Biały wąż z wyeksponowanymi żebrami wije się nad spacerowiczami i rozrzuca cień. Miejsce to ma piękną nazwę - Palmeral de las Sorpresas - czyli Palmowy Ogród Niespodzianek. Bajkowa nazwa, a niespodzianek nie brakuje. Na początek możemy jeszcze spojrzeć na Malagę z wagonika Mirador Princess - młyńskiego koła.
Promenada prowadzi nas do placu, na którym w oczy rzuca się wielokolorowy, szklany sześcian. Mieści się tu oddział paryskiego Centrum Pompidou.
Tu promenada zakręca na południe, wielkie okręty ustępują miejsca żaglówkom. Podążając wzdłuż nabrzeża możemy podziwiać Malagę z pięknie wystającą ponad linię miasta Katedrę.
Chłodząc się w kolejnych sklepach, lodziarniach, kawiarniach, czy gdzie tam kto lubi, dochodzimy do dwóch pięknych "dziewcząt" - to panny La Farola i La Malagueta. Pierwsza to wybudowana w 1817r. latarnia morska. Pełni swą rolę do dziś. Zaraz za nią czeka nas już odpoczynek na ciepłym piasku i morskie fale dla ochłody. Malagueta ma ponad kilometr długości, kolejne plaże Malagi, położone dalej od miasta , dają więcej spokoju i ciszy.
Najbardziej na Costa del Sol podobało mi się w Maladze. Piękne miasto i te szerokie plaże, jak z filmów. Na https://costadelsol.pl/ można przeczytać o ciekawych miejscach, jak ktoś planuje podróż.
OdpowiedzUsuń